Quantcast
Channel: Sabbath of Senses
Viewing all 731 articles
Browse latest View live

Ale jazda! Army of Lovers LM Parfums

$
0
0

Armia Kochanków chodzi za mną od roku z okładem. Dziś w końcu doszła. I poznacie ich po tym, jak kończą. :)


We are all mad hehe!

Etap pierwszy: gra wstępna.
Nie występuje.


Rozpylając Army of Lovers na skórę człowiek rzuca się w króliczą norę. Z impetem ląduje na dworze Królowej Kier - i to w czasie balu. Olfaktoryczny zgiełk, feeria woni, przepych aromatów... Blotki gnące się w ukłonach, orkiestra grająca Rakowego Kadryla, jeże czepiające się trenów sukien i flamingi w roli świeczników wyjadające z półmisków czerwony kawior i trufle...


Armia Kochanków rzuca się na skórę i wgryza w nią słodko - gorzką mieszanką róży, nut przyprawowych i mchu. Każda z nut chce grać główną rolę i każda ma problemy z nadwagą.

Róża - odziana od zielonych stóp po blade lico w czerwony aksamit - wymachuje lakowaną szpicrutą dźwięcznie zakrzykując: ściąć go!
Przyprawowy Walet w świetnie odszytym, lecz przyciasnym kostiumie muszkietera drobi w miejscu tupiąc rytmicznie i żywiąc nadzieję, że skłoni Różę do tańca wedle jego reguł.
A Róża ani myśli tańczyć, jak jej przyprawy zatupią, bo zajęta jest ściganiem ukrywającego się po kątach poczochranego Mchu w wielkim kapeluszu i skórzanych oficerkach.
Mech zaś ewidentnie rżnie głupa, bo wcale nie jest nieśmiały. Po prostu jest szypry... To znaczy chytry i liczy na to, że w kącie...


W miarę upływu godzin bal się rozkręca. Flamingi uciekają kapiąc woskiem ze świec, odrzucony Walet porwał tacę miodowych ciasteczek i zaszył się z nią w garderobie, z Białego Królika zaczyna spływać farba i oto honorowy gość balu okazuje się Butsztynowo - Rudym Mokrym Jak Mysz Królikiem. Tresowane jeże zamiast serwować gustownie nanizane na kolce zakąski pochowały się pod fotelami. Tylko Szarak Bez Piątej Klepki, pogryzając fiołki z doniczek na parapetach, ze spokojem obserwuje coraz bardziej nerwowe towarzystwo. Ale on nie ma piątej klepki.


Atmosfera robi się coraz cięższa. Army of Lovers to zabawa bez umiaru. Ciężka róża, ostre przyprawy, szorstka nuta miodowa, ambra, spocone żywice, piwniczna paczula, mechaty mech... A na koniec błysk ostrego jak katowski topór piżma.

Ktoś tu jednak został ścięty.


Po pięciu - sześciu godzinach Królowa Róż nadal się bawi. Cały, nieco już zmięty, dwór trwa na posterunku. Cóż z tego, że flamingi zaczęły kąsać, a Już-Nie-Biały Królik zostawia na obiciach mebli jasne ślady? Przedstawienie musi trwać.

Kiedy przyjdzie czas na odejście - Army of Lovers znika jak prawdziwy dziwak. Kot - Dziwak. Bez pożegnania w postaci ciepłej bazy; z obłąkańczym uśmiechem, który wisi nad skórą jeszcze czas jakiś...



Data powstania: 2014
Twórcy: Jerome Epinette (zapach) Laurent Mazzone (koncepcja)
Trwałość: powyżej 10 godzin
Projekcja: dobra i (w zestawieniu z bogactwem nut) mocno skupiająca uwagę. Zbyt mocno.

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: kolendra, przyprawy, róża, fiołek
Nuty serca: drzewo kaszmirowe, sandałowiec, paczula, mech dębowy
Nuty bazy: miód, żywica bursztynowa, piżmo
  • Kusiło mnie użycie wizerunku zespołu Army of Lovers w charakterze ilustracji do tekstu, ostatecznie jednak zwyciężyła opowieść. Wszystkie zdjęcie sa kadrami z filmu "Alicja w Krainie Czarów" w reżyserii Tima Burtona.


Chodźmy się bzić! - Voulez-vous coucher avec moi by Kilian

$
0
0

Tym razem zacznę od imponderabiliów.

Nazwa

Zwrot Voulez vous coucher avec moi najczęściej tłumaczony jest jako Czy chcesz pójść ze mną do łózka. Choć w istocie nie o łóżko chodzi i raczej także nie o sen. Chodzi o wspólne przyjęcie pozycji horyzontalnej. W celu... wiadomym.

Nie mam nic przeciw erotycznym konotacjom w perfumach (i czytając SoS nietrudno zauważyć, że nie mam). W sztuce cenię jednak niedomówienia, podteksty, aluzje i wszystkie te szlachetne gry, które w erotyczną interakcję angażują także nasz umysł. Myślę, że tu... Bardziej aluzyjna nazwa byłaby na miejscu. Szczególnie, że to przecież ekskluzywny panicz Kilian 'pięć warstw lakieru' Hennessy.

 Zdjęcie promujące perfumy Czy chcesz pójść ze mną do łóżka.


Gdy zobaczyłam powyższą fotografię opadło mi... Napięcie.

Gdyby ogłoszono konkurs, jak sfotografować piękną kobietę o pięknym ciele tak żeby nie wywoływało ono erotycznych skojarzeń, promo Voulez-vous coucher avec moi miałoby spore szanse na zwycięstwo.
Zaznaczam, że piszę o żywej kobiecie, nie o zwłokach.

Dziwnie upozowane ciało, z nienaturalnie wypchniętymi do przodu ramionami dającymi wrażenie zapadniętej klatki piersiowej i absurdalnie skróconej szyi; tułów ułożony tak, jak gdyby biodro zaczynało się tuż pod biustem (a długość rąk wskazuje na to, że to wysoka, smukła kobieta); jedna dziwnie wygięta dłoń zakrywająca rozpłaszczone w tej pozycji piersi, druga zakrywająca pępek pudełkiem - kopertówką. Do tego bardzo, bardzo mocny makijaż zarówno oczu, jak i ust oraz włosy jak kask. I wszystko to na drewnianym krześle.
Zdjęcie promocyjne wygląda, jak gdyby fotograf został skorumpowany przez konkurencję.


Dość jednak narzekania. Przejdźmy do zmysłowych, prowokujących, balansujących na granicy wulgarności perfum o seksie.


...

...

...

...

...

...

...


Znacie baśń Andersena o Bzowej Babuleńce?


Opowieść o miłości, ale inaczej. O trzymaniu się ze ręce. O starzeniu się wspólnie, po cichu. I o tym, że życie pisze najpiękniejsze historie.

"Bzowa Babuleńka" to historia przeziębionego chłopca, któremu staruszek z sąsiedztwa opowiada baśń o babuleńce nazywanej kiedyś driadą. Babuleńka pojawia się nad imbryczkiem herbaty z dzikiego bzu i wspomina inny bez. Bez rosnący przy domu starego marynarza, który przeżył ze swoją ukochaną wiele zwyczajnych, pięknych lat. A potem zamienia się w młodą dziewczyną,  bierze chłopca za rękę i wciąga w opowieść o tym, że też kiedyś z kimś przeżyje wiele zwyczajnych, pięknych lat.


Główny, najbardziej wierzchni akord Voulez vous coucher avec moi to ylang-ylang, bez i tuberoza. Zapach jest syty, statyczny i nienowoczesny.
Tłustą, miękką kremowość zawdzięcza sporej zawartości białego sandałowca (santalum album) i wanilii. Cierpkie, jasne podbicie ładnie iglastemu cedrowi i syntetycznej nucie piżmowej.


W otwarciu najwyraźniej wyczuwalne jest blade, bogate ylang-ylang. Pudrowy, przyciężki akord kwiatowy sprawia, że Bzowa Babuleńka jest tu naprawdę babuleńką - pulchną starowinką w bufiastej sukni. Ciepły uśmiech i dołeczki na jej buzi to bez.

Z czasem, jak w baśni, babuleńka młodnieje. Rysy jej twarzy stają się łagodniejsze, dłoń w naszej dłoni ciepła, głos nabiera głębi. Zadziwiająco łagodna tuberoza maluje rumieniec na jej twarzy, daje kompozycji Alberto Morillasa tę samą łagodną, nieświadomą zmysłowość, która ogrzewa baśń Andersena.


Oczywiście w opowieści by Kilian nie obsadzono zwyczajnych, biednych ludzi. I otoczenie też nie jest zwyczajne i biedne. Ale miłość taka sama.

Zapominamy o tym, że to tylko baśń... tylko perfumy. Przeżywamy spokojną miłość bez tragedii i bez uniesień. Miłość poukładaną, właściwą i cichą. Miłość, która nie walczy z nikim i nikogo nie boli. Miłość, która zasypia w białej pościeli, w długiej koszuli i nie mówi przez sen.

Takie to chodzenie do łóżka proponuje nam panicz Kilian.


Data powstania: 2015
Twórca: Alberto Morillas
Trwałość: bez zarzutu. Osiem godzin i dłużej.
Projekcja: kulturalna, umiarkowana.

Nuty zapachowe:
ylang-ylang, tuberoza, róża bułgarska, cedr, wanilia


Źródła ilustracji:
  • Zdjęcie promocyjne ze strony firmowej by Kilian. Dokładnie ta fotografia widnieje także na kartonie próbki.
  • Pierwsza grafika recenzji to piękna ilustracja do "Bzowej babuleńki" Andersena stworzona przez wspaniałego polskiego ilustratora Jana Marcina Szancera. jestem przekonana, że nie tylko ja wychowałam się na książkach z jego ilustracjami.
  • Druga "Bzowa Babuleńka" pochodzi z duńskiego wydania baśni Andersena. jej autorem jest Lorentz Frolich.
  • Zdjęcie bzowego bukietu podobno pochodzi ze strony Morning Lavender. Na stronie butiku go nie ma, ale na innych stronach, na których się pojawia widnieje info, że to z ich oferty.
  • Ostatnie zdjęcie jest jednym z najczęściej chyba udostępnianych weselnych zdjęć w sieci. Nie jestem w stanie dotrzeć do pierwszego źródła. Ale gdyby ktoś znalazł - proszę o informację.

Wygraj Black Cube Ramon Molvizar Swarovski Edition

$
0
0

Zapraszam Was dziś do udziału w rozdaniu, jakiego jeszcze nie było.
Dokładnie trzy lata temu ogłosiłam na SoS wyniki ankiety na najbardziej pożądany podarunek roku i rozdanie flakonu perfum, które zdobyły najwięcej głosów: Black Cube marki Ramon Molvizar.

Dziś mam dla Was prezent jeszcze cenniejszy: ten sam piękny, potężny, pełen mocy zapach w limitowanym, ekskluzywnym flakonie Swarovski Edition.

Fundatorem nagrody o wartości 4 195 zł jest firma Szmaragd i Diament - autoryzowany dystrybutor marki Ramon Molvizar.


Zasady:

Zabawa polega na tym, że począwszy od dziś przez trzy niedziele na SoS pojawiały się będą pytania dotyczące perfum, na które odpowiadać należy w mailach wysyłanych na adres: blog@sabbathofsenses.com.
W tytule maila proszę wpisać: Black Cube.

Odpowiadać można do kolejnej niedzieli, czyli do ogłoszenia następnego pytania. Wyjątkiem będzie ostatnie pytanie, ogłoszone 20 grudnia, na które odpowiadać będzie można tylko do środy 23 grudnia.

24 grudnia bowiem ogłoszone zostaną wyniki i ktoś z Was otrzyma wspaniały prezent świąteczny.



Aby wziąć udział w losowaniu należy być publicznym obserwatorem Sabbath of Senses i w terminie odpowiedzieć na wszystkie trzy pytania.

Dodatkowe szanse w losowaniu nagród zdobyć można przez:
- opublikowanie informacji o konkursie na blogu prowadzonym przez Uczestnika konkursu (+1)
- dodanie Sabbath of Senses do blogrolla (+1)
- publiczne udostępnienie TEGO zdjęcia z informacją o konkursie na Facebooku - najlepiej za pomocą opcji "udostępnij" (+1)
Proszę, poinformujcie w komentarzu, które dodatkowe akcje podjęliście.



Pierwsze pytanie:
  • Płatki jakiego metalu znajdują się we flakonach Black Cube Ramon Molvizar?

Przypominam: odpowiedzi wysyłać można na adres: blog@sabbathofsenses.com do niedzieli 13 grudnia włącznie.

13 grudnia pojawi się drugie pytanie.

Miłej zabawy!

...Po szerokim szukać świecie tego, co jest bardzo blisko - Sensei Piotr Czarnecki

$
0
0

Dawno, dawno temu kochany mój Przyjaciel - Pirath z Perfumomanii, z którym często wymieniamy się pachnącymi polecankami i próbkami z tajemniczą miną wręczył mi atomizer zawierający ciemną, gęstą ciecz. Powąchałam i... zdębiałam. Spodziewałam się perfum, tymczasem zawartość fiolki pachniała oleiście, ostro, nieco spożywczo, cynamonowo - lecz nie perfumeryjnie.
Kiedy zaskoczona zaczęłam się domagać wyjaśnień, usłyszałam tylko:
- Jeden z moich czytelników takie rzeczy robi.

Jakiś czas później wszystko stało się jasne.
Piotr Czarnecki podesłał mi próbkę Sensei z jednej z pierwszych partii. Poznałam od razu - zapach był unikalny. I rzeczywiście nie pachniał jak perfumy. Ale dlaczegóż, pomyślałam wówczas, miałoby mi to przeszkadzać? Przecież od lat z uporem powtarzam, że nie lubię perfum pachnących perfumami!


Pierwsze skojarzenie pojawiło się natychmiast. Sensei pachniał jak archetypiczna kubańska fabryka cygar. Tyle, że zamiast Kubanek zwijających liście tytobniu na nagich udach tym razem byli... Kubańczycy. Śniadzi, młodzi, nieogoleni i niekoniecznie całkiem trzeźwi. Niestety - moja delikatna, blada skóra nie poradziła sobie z mocarnym, kipiącym cynamonem i goździkami Sensei. Nie mogłam napisać recenzji na bazie wąchania z fiolki.

Minęły miesiące. I oto w moje ręce trafiła nowa wersja kompozycji Piotra Czarneckiego. Sensei ucywilizowany. Sensei zgodny z normami. Sensei łagodniejszy dla skóry i, w mojej opinii, jeszcze piękniejszy. Sensei, który natychmiast stał się moją "ukochaną kawą w perfumach" na łeb bijąc wszelkie Jo Malony, Muglery i Bondy. Nawet milusińskie, wycofane Sweet Woodcoffee Comme des Garcons się nie obroniły. Oto nowy Kawowy Król.


Niech żyje król!


Sensei to perfumeryjny zdobywca. Nie bawi się w przygrywki, nie skrada adagio, nie fatyguje kulturalnym moderato. Sensei wkracza na scenę siarczystym vigoroso. Bez patosu, lecz i bez wahania. Sensei zagarnia przestrzeń nie odbierając tchu.

Forpocztą kompozycji jest wyrazisty aromat mocnej, gorzkiej kawy. Dzięki dodatkowi cynamonu i goździków zapach wręcz parzy skórę.

Niejednoznaczna słodycz w tle balansuje pomiędzy aromatem winnego grzańca i wytrawnego, mocno korzennego piernika.


Druga fala aromatów daje kompozycji myśl przewodnią i charakter. Zapach szlachetnego, dojrzałego koniaku (powinna być whiskey, ale ja czuję koniak) i zapach waniliowego tytoniu w zestawianiu z kawą, grzańcem i majaczącą na olfaktorycznym horyzoncie purpurową, przypominającą wędzoną śliwkę nutą dymną tworzą klimat zbytkownego zepsucia; realistycznie zawiesistą atmosferę fin de siecle'u.

Bez odbębnianej na akord rozpusty i szału uniesień; bez znieczulania strachu i burd w upojeniu; bez darcia szat i darcia mord. Koniec wieku ludzi, którzy wiedzą, że nie ma piekła.


Po wspaniale kawowym, gorącym otwarciu i zmysłowo zblazowanym sercu baza musi rozczarować.


Ha! Mam Was! Wcale nie. :)

Matowe jak zakurzony zamsz labdanum naprawdę nieźle broni się w zestawieniu z wybrzmiewającymi długo i dźwięcznie nutami serca. Pojawia się whiskey - irlandzka, pozbawiona charakterystycznej dla szkockich trunków torfowej nuty, zagrana na syntetykach, ale bardzo dobrze. Korzenne aromaty miękko dryfują w kierunku pikantnego, wytrawnego piernika nasączonego nalewką na wędzonych śliwkach - tych twardych, suchych, staropolskich. W tle brzmi kawa - wciąż tak samo piękna, wciąż gorąca, fantastycznie odcięta od piernikowej słodyczy.


Sensei jest jak dekadencki poemat tworzony nocą - naturalistyczny i odrealniony zarazem. Przerysowany jak szkic wykonany w słabym świetle, pomiędzy kolejnymi haustami trunku i dyskusji.

Rozkosznie niewygodny na skórze.



Data powstania: 2013
Twórca: Piotr Czarnecki
Projekcja: początkowo totalna. Po 2-3 godzinach przygasa i tli się długo i przyjemnie.
Trwałość: do 8 godzin

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: whiskey, kawa, tytoń
Nuty serca: kadzidło, mirra, nuty przyprawowe
Nuty bazy: ambrette (piżmo ambrowe), labdanum, żywica bursztynowa, piżmo.



Źródła ilustracji:
  • Zdjęcia 2 i 5 to kolejny na SoS ukłon w stronę filmu "Kawa i papierosy" Juma Jarmuscha. Polecam nieustająco. :)
  • Zdjęcia 3,4 i 6 pochodzą z sesji "Decadence" z 2009 roku Autorem zdjęć jest Alberto Rugolotto, modelem Sasha Marini.




Konkurs o flakon Black Cube Swarovski Edition - etap II

$
0
0

Zapraszam do drugiego etapu mikołajkowo - świątecznego rozdania, w którym nagrodą jest flakon perfum Black Cube marki Ramon Molvizar z ekskluzywnej edycji zdobionej kryształami Swarovskiego.

Szczegóły konkursu znajdziecie w pierwszym poście opublikowanym na SoS równo tydzień temu: KLIK.


Dziękuję serdecznie za wszystkie maile z odpowiedzią na pierwsze pytanie.
Pytanie brzmiało:

Płatki jakiego metalu znajdują się we flakonach Black Cube Ramon Molvizar?

Odpowiedź prawidłowa:
We flakonach Black Cube Ramon Milvizar znajdują się płatki najdroższego metalu świata: platyny.

Wszystkim, którzy udzielili prawidłowej odpowiedzi gratuluję i zapraszam do drugiego etapu zabawy.


Drugie pytanie konkursowe:|
  • Jak nazywają się pierwsze znane z nazwy perfumy stworzone na bazie alkoholu?

Odpowiedzi wysyłajcie proszę na adres blog@sabbathofsenses.com do niedzieli 20 grudnia, czyli do ogłoszenia następnego pytania. W tytule maila proszę wpisać Black Cube 2.

Przypominam, że aby wziąć udział w losowaniu nagrody należy w terminie udzielić prawidłowych odpowiedzi na wszystkie trzy pytania.



Fundatorem nagrody o wartości 4 195 zł jest firma Szmaragd i Diament - autoryzowany dystrybutor marki Ramon Molvizar.


Powodzenia!

Wywiad na blogu Węglowy Szowinista

$
0
0

Zapraszam Was do lektury wywiadu ze mną, który ukazał się dziś na blogu Węglowy Szowinista.


Węglowy Szowinista to blog popularnonaukowy i pod tym kątem przepytał mnie jego Autor. Mam nadzieję, że nasza rozmowa okaże się dla Was interesująca. :)


Ja ze swojej strony wspomnieć muszę, że wielką radością jest dla mnie gościnny "występ" na tym właśnie blogu. Nie tylko dlatego, że Węglowego Szowinistę czytam od dawna i z przyjemnością, lecz także dlatego,  że prezentowane przez Autora spojrzenie na perfumy od praktycznej, badawczej strony wydaje mi się bardzo cenne.

Miłej wycieczki w gościnne, węglowe progi. :)

Wybierz Styl - niespodzianka dla Czytelników

$
0
0

Wraz z perfumerią Styl przygotowaliśmy dla wasz szybciutką i miłą niespodziankę przedświąteczną.


Każdy, kto odwiedzi sopocką perfumerię Styl przed Świętami zostanie obdarowany darmową próbką dowolnie z oferty wybranych perfum. Bez konieczności dokonywania zakupów i bez poczucia niezręczności. Wystarczy podać hasło" Sabbath of Senses.

W imieniu Perfumerii Styl zapraszam do odwiedzin. :)

  • Adres Perfumerii Styl:
    Sopot, ulica Bohaterów Monte Cassino 46 (vis a vis Krzywego Domu)

Ambrozja dla Was

$
0
0

Dziś dobra nowina dla mieszkańców Śląska.


Znana Wam już z rozdań na SoS Perfumeria Ambrozja - najstarsza perfumeria w Polsce dołączyła do naszej przedświątecznej akcji. Na każdą osobę, która odwiedzi Ambrozję przed świętami czeka darmowa próbka do wyboru oraz 10% rabat. Wystarczy podać hasło: Sabbath of Senses.

I imieniu Perfumerii Ambrozja zapraszam do odwiedzin.
  • Adres perfumerii:
    Rybnik, ul. Świętego Jana 1

Ostatnie pytanie w konkursie Black Cube Swarovski Edition

$
0
0

Dziś rozpoczynamy ostatni etap mikołajkowo - świątecznego rozdania, w którym nagrodą jest piękny i cenny flakon Black Cube Swarovski Edition marki Ramon Molvizar.


Drugie pytanie konkursowe brzmiało:
    Jak nazywają się pierwsze znane z nazwy perfumy stworzone na bazie alkoholu?

    Odpowiedź to: Woda Królowej Węgier lub inaczej Larendogra.
    Nazwa ta wykorzystywana była już w czasach Królowej Elżbiety Węgierskiej, uznaje się ją wiec za nazwę własną, nie opisową.


    Trzecie pytanie konkursowe brzmi:
    Z jakiej miejscowości pochodzi twórca kompozycji Black Cube?
    Tym razem tylko trzy dni na odpowiedź (do północy z 23 na 24 grudnia włącznie).

    Szczegóły konkursu znajdziecie w pierwszym konkursowym poście: KLIK.


    Przypominam: w losowaniu biorą udział wyłącznie osoby będące jawnymi, publicznymi obserwatorami Sabbath of Senses, które w terminie udzieliły odpowiedzi na wszystkie trzy pytania konkursowe zachowując zasady dotyczące tytułów wiadomości.

    Tym razem w tytule wiadomości proszę wpisać: Black Cube 3.


    W ostatniej wiadomości, poza poprawną odpowiedzią na pytanie konkursowe, podać należy nicka, pod jakim obserwuje się SoS, linki do ewentualnych udostępnień (na Facebooku i blogach).

    Zainteresowanie konkursem jest ogromnie, proszę Was więc o zastosowanie się do powyższych zasad. Będę musiała te setki punktów przeliczać i wprowadzać do "maszyny losującej"w Wigilię.

    Miłej zabawy. :)

    Najpiękniejszy flakon świata węduje do...

    $
    0
    0

    Kochani, dnie stają się dłuższe, ciemność traci władzę nad światem, rodzą się bogowie i nadzieja na lepsze jutro.  Wszystkim Wam spełnionych nadziei, pięknych dni i pogodnych nocy życzę jutro, pojutrze i zawsze.


    Ten radosny czas we wszystkich niemal kulturach jest okazją do okazywania sobie sympatii i obdarowywania upominkami. Mnie w tym roku udało się zdobyć dla Was upominek wspaniały: cenny i unikatowy flakon Black Cube Swarovski Edition marki Ramon Molvizar.


    Fundatorem nagrody o wartości 4 195 zł jest firma Szmaragd i Diament - autoryzowany dystrybutor marki Ramon Molvizar - o czym przypominam dziś po raz ostatni, gdyż za chwilę wszystko stanie się jasne.

    Ostatnie pytanie konkursowe brzmiało:
    Z jakiej miejscowości pochodzi twórca kompozycji Black Cube?

    Odpowiedź brzmi oczywiście: z Molvizar. Ramon Bejar urodził się w miasteczku Molvizar.
    Wszystkie pytania konkursu wybrałam tak, by stałym i uważnym czytelnikom Sabbath of Senses nie sprawiły problemu. Mimo to do finału dotarło niespełna 20 osób - bez uchybień proceduralnych i odpowiadając prawidłowo na pytania. Każda z biorących udział osób miała swoje miejsce w tabelce, w której zaznaczałam wszystko, wszyściuteńko. :)


    Dziękuję Wam  za wspólną zabawę i z przejęciem obwieszczam:

    Najpiękniejszy flakon, 
    jaki miałam w ręku w całym swoim życiu wygrywa:

    Kasiunia K-P

    Dysponuję zachowanym zrzutem z maszyny losującej - nie publikuję go jednak, żeby osobie na drugim miejscu nie było przykro.


    Gratuluję szczęśliwej właścicielce i proszę o podanie adresu do wysyłki.

    Pozostałym Uczestnikom zabawy jeszcze raz dziękuję za udział. Mam nadzieję, że nowy rok solarny będzie dla Was pełen wspaniałych niespodzianek od losu. Takich naprawdę cennych... Miłości, przyjaźni, satysfakcji. I flakoników wszelkich także. :)

    Cudownych Świąt, Kochani.


    Najbardziej wyczekiwana premiera 2015 - Chrysolithe Olivier Durbano

    $
    0
    0

    W listopadzie zapowiadałam, że wybieram się na spotkanie z Olivierem Durbano. Wybrałam się. I miałam okazję przeprowadzić kolejny wywiad z uroczym artystą. Niestety, okres przedświąteczny nie sprzyja blogowaniu. Warsztaty za warsztatami, spotkanie za spotkaniem - tłumaczenie wywiadu z premedytacją zostawiłam na "lepsze czasy". Mimo to cały czas czułam, że zapomniałam o czymś ważnym. Znacie to uczucie, kiedy tuż przed zdjęciem płaszcza zastanawiacie się, czy aby na pewno macie na sobie spódnicę?

    Dopiero niedawno uświadomiłam sobie, w czym rzecz. Rzecz w Chrysolithe!



    Wielkie mam w zapachach Olivera Durbano upodobanie i Chrysolithe był najbardziej chyba wyczekiwaną przeze mnie premierą 2015 roku. Dlatego rok 2016 otworzę tym właśnie zapachem. Zapowiadając tradycyjną gawędę podsumowującą rok miniony... Jak tylko zakończę świętowanie.


    Najnowsze perfumy Oliviera Durbano to kolejny ukłon w stronę legend. Wedle opowieści samego Oliviera, chryzolity... właściwie nie istnieją. Nie ma takiego minerału. To zakorzeniona w tradycji nazwa wszelkich kamieni w odcieniu złota. I choć obecnie chryzolitami nazywa się fosteryty, czyli zielono-żółte oliwiny - nie o nich jest Chrysolithe Oliviera Durbano. Chryzolit w Chrysolithe jest kamieniem z opowieści o pastorale Aarona i o Arce Przymierza. O równowadze między ziemią i niebem.


    Kocie oczy


    Chryzolit otwiera się żółtym świtem. Chłodne światło cytrusowej werbeny rozbielone szałwią, subtelnie przyszczypnięte imbirem. Zapach jędrny, rześki, lecz nie chłodny. Budzimy się, otwieramy oczy, niegotowi na słońce.

    Pierwszy wdech jest cały porankiem. Światłem, powietrzem, świeżością. Po chwili pojawiają się kolejne elementy tej urokliwej olfaktorycznej układanki. Białe ściany pokryte świeżym tynkiem. Proste meble z jasnego drewna. Łagodna jak zapach opłatka woń świeżej pościeli wykrochmalonej "na sztywno". Białe firanki, białe filiżanki na białym obrusie. Nowy dom.


    Na parapetach zadomowiły się skrzynki z rozmarynem, szałwią i anyżkowym hyzopem. W szufladach komody puszyste kocyki czekają na jesień. W ostatniej, niedomkniętej, gna najmiększym kocyku - tymczasowe legowisko urządził sobie kot.

    Chrysolithe na skórze jest półmatowy - jak kocie futerko. Złoto - zielony jak kocie ślepia. Nie jest to jednak zapach puszysty ani tym bardziej puchaty. Jest tylko... miły. Na swój zdystansowany, koci sposób.


    W bazie przekonujemy się, że kot polubił dom i dom polubił kota. Srebrzysta szałwia w złożeniu z czystym, białym piżmem, odrobiną cynamonu i jasnym akordem drzewnym bazującym na miękkim kaszmeranie daje efekt przypominający zapach suchego wafelka z wytrawnym marcepanem. Bardzo przyjemny, swojski lecz niebanalny zarazem.

    A skoro już do szałwii wróciłam - pozwolę sobie jeszcze słowo o tym niedocenianym zapachu.

    Na premierze Chrysolithe w Perfumerii Quality Olivier Durbano mówił, że jest to pierwsza jego kompozycja nie zawierająca kadzidła. I to się zgadza - w tym sensie, że olibanum w najnowszym zapachu Durbano nie ma. Jeśli jednak spojrzymy na pojęcie kadzidła szerzej - przyjmując, że kadzidłem nazywamy nie tylko kadzidło frankońskie, nie tylko żywice, lecz wszelkie substancje tradycyjnie używane do "kadzenia" czyli spalania w celach perfumeryjnych, okazuje się, że kadzidła w Chrysolithe jest całkiem sporo.


    Szałwię białą pali się od starożytności. Jej łagodny, jasny aromat w wielu kulturach symbolizuje mądrość i siłę - głównie kobiecą, lecz nie wyłącznie. W Chrysolithe szałwia brzmi miękko, lecz daleko jej do potocznego, krzywdzącego rozumienia kobiecości. Chryzolit przystoi każdemu. Tak, jak każdemu człowiekowi przystoi łagodny uśmiech.



    Data powstania: 2015
    Twórca: Olivier Durbano
    Trwałość: ponad 10 godzin
    Projekcja: umiarkowana, z dążeniem do bardzo umiarkowanej

    Nuty zapachowe:
    Nuty głowy: hyzop, kmin, werbena, cynamon, czarny pieprz, imbir
    Nuty serca: esencja szałwii, rozmaryn, jaśmin
    Nuty bazy: cedr, wetiwer, absolut szałwii, ambra, piżmo



    Źródła ilustracji:
    • Fosteryt z zasobów Wikipedii.
    • Zdjęcia kotów pochodzą ze strony: www.zastavki.com
    • Zdjęcie pokoju z: www.designershowhouse.net
    • Płonąca szałwia z: www.donnastellhorn.com
    Przy czym najprawdopodobniej żadne źródło (poza Wikipedią) nie operuje własnymi zdjęciami. :-(

    Najlepsze perfumy roku 2015 i... te nienajlepsze. :)

    $
    0
    0

    Krótkie, lub niezbyt krótkie, podsumowanie minionego roku to już tradycja na SoS. Sama nie mogę uwierzyć w to, że piszę je już po raz ósmy.
    Przy takich okazjach zawsze zastanawiam się, ilu z moich obecnych Czytelników pamięta początki mojego pisania. Krótsze teksty, małe fotki; jedną, cienką jak kiszka kolumnę tekstu...

    Nie będziemy jednak dziś sięgali wspomnieniami aż tak daleko. Dziś słów kilka o tym, jak pachniał rok 2015.


    Dla mnie osobiście był to rok wielkich wyzwań. Zaowocowało to mniejszą częstotliwością wpisów na Sabbath of Senses; starałam się jednak by to, co się ukazywało, było na stałym poziomie. Nie niżej.

    Największymi związanymi z tematyką bloga radościami roku były dla mnie trzy rzeczy:
    1. Warsztaty, których prowadzenie daje mi wiele radości. Z pewnym żalem stwierdzam, że coraz częściej są to warsztaty komercyjne, zamknięte, organizowane dla konkretnej klienteli. Mam jednak nadzieję, że w roku 2016 uda mi się zaprosić Was na jakieś otwarte spotkanie. Lubię wszelkie spotkania perfumeryjne i każdą publiczność, ale najbardziej lubię spotykać się z Wami. :) 
    2. Instagram. Dzięki Hexxanie z bloga 1001 Pasji i mojej przyjaciółce Madzi - znanej forumowiczom udzielającym się na wizażowych Perfumach - odkryłam, jak wielką radość sprawia mi robienie zdjęć. Dzięki temu coraz więcej tekstów na SoS mogę ilustrować własnymi fotografiami.
    3.  Wywiady, które zawsze były jedną z moich ulubionych form opowiadania o sztuce perfumeryjnej i tworzących ją ludziach. Osobiste, piękne rozmowy, jakimi obdarowali mnie w tym roku Francis Kurkdjian, Martine Micallef i Geoffrey Nejman czy Olivier Durbano dają Sabbath of Senses dodatkową wartość. Ze swojej strony obiecuję, że w 2016 roku na SoS zagoszczą kolejne interesujące postacie perfumeryjnego świata. Już nad tym pracuję.



    Zachwyty:


    Rok 2015 był to dobry rok dla LM Parfums. W ostatnich miesiącach zadebiutowały nie tylko obłędne Malefic Tattoo, lecz także pachnące labdanum Cicatrices i naprawdę urokliwe Sensual & Decadent, o których może wkrótce szerzej. O czwartej premierze marki - Epine Mortelle - nie wspominam celowo. ;-)

     

    Dobry był to także rok dla Francisa Kurkdjiana, który w czerwcu odwiedził Polskę i przy tej okazji udzielił mi przesympatycznego wywiadu. Udał mu się zarówno Oud Satin Mood, jak i Aqua Vitae Forte. Choć to zapachy zupełnie odmienne od tych, które swoim nazwiskiem firmuje Laurent Mazzone.

    Jedną z najbardziej interesujących premier ubiegłego roku jest atramentowy Mortal Skin 777 Stéphane Humbert Lucas. Kompozycja jest niezwykła, wielowątkowa i iście schizofreniczna. Po pobieżnych testach w Quality miałam zamiar wziąć próbkę, ale jakimś cudem zapomniałam. Obiecuję, że do Mortal Skin jeszcze wrócę. Ten zapach za mną chodzi.

    Bardzo udaną kompozycją jest Palissandre d`Or Aedes de Venustas - ciepły, miękki, krągły zapach dla miłośników nut korzennych i czerwonego drewna. Przepięknie palisandrowy i upojnie muszkatołowy. Złożony po mistrzowsku - bez ostentacji i bez nieśmiałości. Nosem stojącym za Palissandre d`Or jest Alberto Morillas. I wszystko jasne.



    Martine Micallef i Geoffrey Nejman z M.Micallef Parfums w pompą wprowadzili w tym roku na rynek nowy, tajemniczy składnik perfumeryjny, na którym utkali najważniejszą ze swoich ubiegłorocznych premier: Akowa. Świetny pomysł na kampanię i naprawdę niezły pomysł na zapach. Oraz, o czym w przypadku marki M.Micallef wspomnieć nie tylko wypada, ale wręcz należy: cudowny, klimatyczny flakon.

    Trio Saltus, Succus, Tellus Les Liquides Imaginaires. Zapachy więcej, niż przyzwoite. Z ukłonem w stronę niszy, choć (jak to u Liquides) noszące się łatwo i przyjemnie.

    Wysyp premier Atelier Cologne. Moim faworytem jest Oud Saphir. I nie jest to niespodzianka. Wkrótce postaram się opowiedzieć Wam o tych perfumach. A także o Santal Carmin z roku 2014, który urzekł mnie piękną nutą szafranu.



    Słów kilka chciałabym  poświęcić debiutującym w tym roku na rynku markom: surowym zapachom Angela Ciampagna tworzonym przez... Angelę Ciampagnę i pięknie krągłym kompozycjom Marie Salamagne tworzonym dla marki Atelier des Ors. Angela Ciampagna wciąż czeka na polskiego dystrybutora, ale Atelier des Ors możemy już do woli testować, bo markę włączyła do swojej oferty Perfumeria Quality. Szykują mi się zakupy próbkowe.

    Ostatnia debiutująca marka, którą wspomnę to Tabacora Parfums - Polski projekt, w ramach którego na rynek weszły w tym roku dwie orientalne kompozycje: Anarkali i Salim. Naprawdę przyzwoite.

    Udana okazała się także nowa, fabryczna wersja Sensei Piotra Czarneckiego. Zapach stał się bardziej finezyjny, bez utraty osobowości. Sensei weszło na oficjalny, komercyjny rynek. Ma go w swojej ofercie perfumeria Lu'Lua - można więc testować w Krakowie albo normalnie zamówić próbki. I flakon. W przyzwoitej cenie.

    I tym radosnym akcentem kończę zachwyty.


    Zrzędków będzie mniej, bo zawsze milej jest chwalić.


    Nie rzuciła na kolana La Religieuse, której twórcą jest Serge Lutens. Proszę mnie źle nie zrozumieć - to przyjemny zapach. Jednak po bardzo dobrej, lecz złożonej wedle podobnej recepty L'Orpheline z 2014 i, mniej dobrej, La Vierge de Fer z 2013 (która w 2015 weszła tymczasowo do linii eksportowej) - Zakonnica jest po prostu mało odkrywcza. Ileż jeszcze eterycznych, smutnych panien przedstawić zamierza nam mistrz Serge?

     

    Nie zachwyciła Colonia Ambra Acqua di Parma - trzecie perfumy ekskluzywnej Ingredient Collection. Po przyzwoitym Oudzie i świetnej zeszłorocznej Skórze, Ambra wypada blado. Jest zbyt cytrusowa i zbyt rozbełtana wodą (morską). Zbyt akuratna. Na razie najsłabsza propozycja z serii.

    Miłośnikom ambry bezkompromisowej i treściwej polecam  inną premierę 2015: Ryder Ex Idolo. Tak powinny pachnieć perfumy ambrowe!

    Nie urzekły mnie ani wzbudzające masowe zachwyty spożywcze Feve Délicieuse z ekskluzywnej kolekcji Diora, ani pudrowa Misia z równie ekskluzywnej kolekcji Chanel. W kategorii eksklusiowów o ograniczonej dystrybucji najlepiej chyba wypadł w tym roku Armani z przyzwoitymi, żywicznymi Sable Fume i Sable Or.



    Smuteczki małe i duże:

    Smuteczek mały jest taki, że nie udało mi się powąchać Boss Bottled Oud, choć się starałam. Po naprawdę udanym Damask Oud z 2013 roku przestałam się sarkastycznie uśmiechać słysząc złożenie słów oud i Boss.


    Smuteczek duży jest taki, że wieści o wycofaniu z rynku wielu naprawdę dobrych, klasycznych już perfum Comme des Garcons nie okazały się snem ani czkawką marketingowców. Czerwona i zielona seria, Odorki, Playe i świetnie przez miłośników niszy przyjęty Black odchodzą w przeszłość. Wciórności!


     

    Czujny Czytelnik zapewne zauważył, że w swoim podsumowaniu pominęłam wszelkie flankery i nowe wersje starych hitów. Na przykład Chanel No.5 Eau Premiere 2015, Angel Eau Sucree czy Acqua di Gio Profumo. Oraz dwie nowe Małe Czarne od Guerlaina. Kolejne dwie Małe Czarne z bogatej kolekcji Małych Czarnch, które zaczynają mnie nudzić. Wedle bazy portalu Fragrantica od 2009 roku marka Guerlain zdążyła wypuścić na rynek siedemnaście Małych Czarnych produktów i byłoby mi to zupełnie obojętne, gdyby nie fakt, że w tym roku jakimś cudem kolejna Mała Czarna oraz kolejny zupełnie do prawdziwego, vintage'owego Shalimara niepodobny Shalimar zostały najlepszymi perfumami niszowymi dla kobiet. Bo ktoś wpadł na pomysł, żeby za niszowe uznać wszystkie te marki, które zaczynały jako domy perfumeryjne. Niby metoda dobra jak każda inna, ale uczciwie mówiąc, nie widzę szans na to, by autentycznie niezależna, nie dysponująca milionowym kapitałem marka perfumeryjna zdolna była rywalizować z kombinatami kosmetycznymi w typie Guerlain, który co prawda zaczynał od "małolitrażowej" produkcji perfum, lecz obecnie produkuje zarówno kosmetyki pielęgnacyjne, jak i kolorówkę. Oraz, oczywiście, sprzedającą się na cysterny perfumeryjną popkulturę w typie nastego modelu Małej Czarnej.


    Nie oceniam tu urody La Petite Robe Noire. Ani urody  La Petite Robe Noire 2, La Petite Robe Noire Couture, La Petite Robe Noire Ma Premiere, La Petite Robe Noire Eau de Toilette, Eau Fraiche, L'Extrait, de Lingerie ani żadnej innej La Petite Robe Noire. Po prostu kiedy zestawimy potencjał promocyjny Piotra Czarneckiego z machiną marketingową stojącą za kolejną wersją Małej Czarnej - wyraźnie widać, że to nie do końca jest ta sama kategoria.

    Wracamy więc do rozważań o definicji perfumeryjnej niszy...



    I z tą myślą zostawiam Was dziś życząc wielu pachnących odkryć w Nowym Roku, a także wielu miłych chwil z zapachami, które już dawno odkryliście. Ja dziś pachnę sentymentalnie - bohaterem pierwszej mojej blogowej recenzji: Black Cashmere, które nie miały szesnastu flankerów.

    Znowu się oudało! Oud Saphir Atelier Cologne

    $
    0
    0

    Oud kojarzy się najczęściej z czernią. Ewentualnie z bardziej lub mniej ciepłymi odcieniami brązu. Z barwą szafiru... niekoniecznie.

    Nie jestem miłośniczą niebieskich zapachów. Zielonych też nie. Jednak oud w tytule jest pokusą, której ulegam zawsze. Malkontenci mogą sobie narzekać na oudomanię i ostentacyjnie się kolejnymi oudami nudzić. Ja każde nowe perfumy z ulubioną nutą witam z radością. I nadzieją.

    Zaraz... Przecież ja każde perfumy witam z radością! Nawet kwiatki - sratki, nawet ulepne landryny. Jestem jak mężczyźni, którzy kochają kobiety - wszystkie! Blondynki, brunetki i rude, grube i chude, intelektualistki i panny nieskomplikowane.



    Pocałuj noc w najwyższą z gwiazd *

    Pierwsze nuty Oud Saphir rozwiewają wszelkie wątpliwości - tym razem nie będzie to oud w czerni. Żadnego mroku, żadnych występnych rozkoszy. Szafirowy oud śmieje się prosto w niebo.


    Wytrawna, skórzasta bergamotka - dokładnie taka, jaką lubię najbardziej. Różowy pieprz pachnący świeżo i różowo. Świeże listki lauru - zielone i chrupkie. Słodkie jagody jałowca. Przypominający anyżek zapach piżmianu. I tuż za tą pogodną, świetlistą przygrywką - wielka, miękka, ciężka płachta zamszu zarzuconego na zapach jak kocyk na baraszkujące kocięta.

    Łagodne, eleganckie podbicie daje Szafirowemu Agarowi jaśmin - wyczuwalny wyraźnie, lecz zarazem zadziwiająco dyskretny. Pozostający na skraju percepcji. Jak nie jaśmin.

    O charakterze i wyjątkowości kompozycji przesądza jednak dopiero ostatni z pojawiających się akordów: brzoza z wanilią. Duet niezwykły, zdawałoby się - karkołomny, a jednak tu brzmiący naprawdę pięknie. Dający Oud Saphir nowoczesny, industrialny szlif.
    Jasna, srebrna, chłodna brzoza. Nuta śliska jak jedwab, aromatyczna, subtelnie słodka. Złożona z elegancko wytrawną, niespożywczą, matową wanilią. Srebro i złoto. Księżyc i słońce. Neony i gwiazdy.

    Oud Saphir to zapach wczesnego wieczora - jednego z tych, podczas których księżycowy rogalik ściga po niebie słoneczną bułeczkę. Promienie słoneczne docierają do ziemi przecedzone przez chmury jak przez białą gazę. Odchodzący dzień płacze rosą obiecując, że wróci rano. Nadchodząca noc unosi z ziemi zmęczone upałem aromaty kwiatów i liści. Powolutku i łagodnie zapada zmrok.


    Drzewna baza kompozycji nadchodzi wraz z nocą. Nocą ciepłą, wysrebrzoną brzozowym księżycem, otuloną zamszowym pledem. A my wpatrujemy się w waniliowe gwiazdy rozrzucone na szafirowym oudowym niebie.

    Nie wszystkie oudy muszą być mroczne i poważne. Tak, jak nie wszystkie dni wypełnione są rzeczami ważnymi i nie cierpiącymi zwłoki. Warto czasem spojrzeć w niebo; powałęsać się po lecie, poleżeć na łące, popachnieć po prostu ładnie. Czyż nie?


    Data powstania: 2015
    Trwałość: fenomenalna. 12 godzin i więcej.

    Nuty zapachowe:
    Nuty głowy: bergamota, różowy pieprz, ambrette (piżmian właściwy)
    Nuty serca: zamsz, brzoza, jaśmin
    nuty bazy: oud, brzoza, wanilia



    * Fragment tekstu utworu "Pocałuj noc"  zespołu Varius Manx. Taki hicior, że nawet ja znam. :)


    Źródła ilustracji:
    • I tak wszyscy wiedzą. Autorem "Gwieździstych nocy" jest Vincent Van Gogh.
    • Nowoczesna przeróbka pochodzi ze strony 4ever.eu. Jeśli macie ochotę zobaczyć kilka innych przeróbek tego obrazu, to zapraszam tu: KLIK.

    Trele szafranu - Santal Carmin Atelier Cologne

    $
    0
    0

    Santal Carmin to nie jest olfaktoryczna rewolucja. Ale przyznajmy szczerze - nie rewolucje czynią markę Atelier Cologne wartą uwagi. To uroda ich perfum.


    Jeśli lubicie zapach szafranu, kompozycja Epinette podbije Wasze serca od pierwszej nuty. Przepiękny, wyrazisty, nasycony barwą, ciepły, zbytkowny aromat szafranu. Szafranu z nieutraconą subtelną, miękką słodyczą pyłku i aksamitnym, kwiatowym echem brzmiącym na skraju świadomości. Szafranu we wszystkich odcieniach karminu.

    Karminowy puch


    Santal Carmin to zabawa olfaktorycznymi fakturami.

    Szczyt kompozycji, warstwa, która dotyka skóry i pełznie wzdłuż nerwów to ciepły, miodowo-przyprawowy szafran o fakturze miedzianego pyłu.
    Drugi znaczący akord upleciony został z nut drzewnych. Miękkich jak kaszmirowa przędza, zwiniętych w krągłe motki - blade jak brzuszek skowronka.


    Ostateczny szlif dają kompozycji nuty chłodne, połyskliwe, lekkie jak dźwięk trójkąta. Ślad niespożywczych cytrusów zabarwionych papirusem; blade igiełki cedru; lśniące jak lameta piżmo. Olfaktoryczne imponderabilia - niezauważalne i pozornie bez znaczenia, a jednak dające kompozycji charakterystyczną dla perfum Atelier Cologne lekkość.


    Santal Carmin to kompozycja urokliwa i wdzięczna. Puszysta i lekka jak ptak. I zarazem bogata jak barwy natury.
    Kompozycja, która nie wymaga wielkich słów i kwiecistych opowieści. Prosta i pyszna jak śpiew skowronka.


    Data powstania: 2014
    Twórca: Jerome Epinette
    Trwałość: przyzwoita. Kilka godzin
    Projekcja: umiarkowana

    Nuty zapachowe:
    Nuty głowy: limona (limetka), bergamota, szafran
    Nuty serca: sandałowiec (drewno sandałowca), gwajak (drewno gwajakowca), białe piżmo
    Nuty bazy: papirus, teksański cedr, madagaskarska wanilia


    Źródła ilustracji (na wszystkich zdjęciach szafranowe, puchate gile - nie użyłam jednak nazwy tych ptaszyn w tekście z obawy przed skojarzeniami i niezamierzonym efektem komicznym):
    • Pierwsze zdjęcie pochodzi ze strony fenomenalnego fotografa natury, autora między innymi "Ilustrowanej encyklopedii ptaków Polski" - Mateusza Matysiaka. Szczerze zachęcam do wejścia na www.mateuszmatysiak.pl - człowiek robi przepiękne zdjęcia ptaków i nie tylko. Naprawdę, naprawdę szczerze polecam!
    • Drugie zdjęcie jest problematyczne. Jest to niewątpliwie fotografia rosyjskiego autora - najstarsze źródło, do jakiego dotarłam to strona www.n-svirsky.ru
    • Podobny problem mam z ostatnim zdjęciem. Rosjanie niefrasobliwie podchodzą do praw autorskich (niestety) i zanim zdjęcie podkradać zaczęły polskie serwisy z tapetami na pulpit, pojawiło się ono w sieci w setkach powieleń. :(

    10 najpopularniejszych perfum celebrytów

    $
    0
    0

    Największą część kosztów wytworzenia i sprzedaży flakonu perfum selektywnych stanowi reklama. Nie esencje perfumeryjne, nie frymuśny flakonik, nie wynagrodzenie dla owych perfum kompozytora i nie wynagrodzenie dla frymuśnego flakonika projektanta. Reklama.


    Fenomen pod lupą


    Spójrzmy na Chanel No.5: marketingowcy marki z upodobaniem karmią nas opowieściami o cenniejszym od złota absolucie jaśminu z Grasse oraz bezcennej recepturze Ernesta Beaux przechowywanej w sejfie, do którego dostęp mają tylko dwie osoby. I super, wierzę im. Ale po pierwsze nikt, kto wąchał Chanel No.5 sprzed lat i Chanel No.5 oferowane obecnie nie ma wątpliwości, że to nie jest ta sama receptura. Zapach przeszedł niejedną reformulację wynikającą ze zmieniających się przepisów i nie tylko. Po drugie zaś... ileż tego jaśminu tam jest? Absolut jaśminu ma moc rażenia na miarę Fat Mana. W Chanel No.5 użyty jest w ilościach homeopatycznych. Grasse to mały region, a jaśmin z okolicy musi wystarczyć do produkcji dziesiątek tysięcy flakonów rocznie.

    Nie w ilościach homeopatycznych serwuje nam się natomiast reklamy Chanel No.5. Piękne, wysmakowane zdjęcia i filmy, najbardziej chwytliwe slogany reklamowe, najlepsi reżyserzy (Ridley Scott, Baz Luhrmann, Jean-Pierre Jeunet), fotografowie i, oczywiście, najbardziej wielbione twarze popkultury: Marilyn Monroe, Catherine Deneuve, Audrey Tatou, Nicole Kidman, Gisele Bündchen czy... Brad Pitt.









    Pod koniec listopada, przed największą hossą zakupową w roku pełnostronicowa reklama Chanel No. 5 pojawia się we wszystkich liczących się kobiecych pismach. Jakże by inaczej perfumy tak niebanalne i tak trudne w odbiorze utrzymały się na szczycie listy bestsellerów?



    Perpetuum mobile

    Czemu o tym wspominam? Bo najprostszym, najbardziej oczywistym sposobem zapewnienia produktowi nieustającej reklamy jest skojarzenie go z osobą publiczną. Z osobą, której każda płyta, film, koncert, wywiad, wystąpienie publiczne będzie reklamą dla produktu. Celebryci to marketingowe perpetuum mobile!


    Prekursorką trendu była Elizabeth Taylor - aktorka, której większą, niż talent i dobre role w dobrych filmach popularność przyniosły skandale obyczajowe i przyjaźń z Michaelem Jacksonem. Cóż za ironia losu!

    Sukces wylansowanych w 1991 roku White Diamonds by Elizabeth Taylor nie mógł pozostać niezauważony. Za piękną Liz poszli inni piękni ludzie. I dziś opowiem Wam o tych, którym udało się podbić serca, nosy i kieszenie klienteli.



    X

    Someday
    Justin Bieber


    Enfant terrible show-biznesu ma tyleż samo fanów, co antyfanów. Kontrowersje nie przeszkadzają mu jednak zbijać fortuny na wszystkim, czego się dotknie.
    Wylansowane w 2011 roku owocowe Someday zarobiły 3 miliony dolarów w ciągu trzech tygodni po premierze. I sprzedają się dobrze do dziś, podobnie jak pozostałe perfumy kontrowersyjnej gwiazdy.

    Autorką Someday jest Honorine Blanc znana także z tworzenia perfum dla Beyonce, Britney Spears, Jennifer Lopez, Sarah Jessiki Parker, Ushera i Paris Hilton.

    Perfumy Justina Biebera dedykowane są dziewczętom i młodym kobietom. Słodkie Someday to kompozycja dość linearna. Jagodowe otwarcie i przyjemne serduszko o zapachu gruszkowych cukierków ułożone na waniliowo - kwiatowej bazie plus naprawdę przyzwoita trwałość i projekcja są wystarczającym uzasadnieniem dla popularności kompozycji Honorine Blanc.



    IX

    Antonio
    Antonio Banderas


    Większość zapachów celebryckich to zapachy damskie. Może dlatego, że panie chętniej używają perfum? Może dlatego, że bardziej podatne są na uroki sławy? Tymczasem urokowi zabójczo przystojnego Antonio ulegają nie tylko panie.

    Okręt flagowy świetnie na rynku perfumeryjnym radzącego sobie Banderasa - Antonio oficjalnie osiągnął zysk wysokości 13,4 miliona dolarów. Oraz zdobył nagrodę FiFi dla najlepszych popularnych perfum męskich za rok 2007.


    Niestety, ten drzewny klasyk parę lat temu zniknął z rynku. Szkoda wielka, bo kompozycja pięknie łączyła ze sobą aromaty drzewne (sosnowy szczyt na sandałowo - cedrowym podbiciu), nuty przyprawowe (pieprz, cynamon) i miękką, balsamiczną bazę.



    VIII

    Unforgivable
    Sean John


    Sean John to marka odzieżowa, której właścicielem jest Sean Combs znany jako Puff Daddy lub Puff Diddy - raper, aktor, producent muzyczny, a także twórca odnoszącej wielkie sukcesy marki odzieżowej i modowej. Geniusz marketingu zmieniający w złoto wszystko, czego się dotknie.

    Wylansowane w 2006 roku, stworzone przez kwartet kompozytorów - David Apel, Pierre Negrin, Aurelien Guichard i Caroline Sabas - męskie Unforgivable przyniosły marce zysk w postaci aż 17,2 miliona dolarów. Damska wersja sprzedaje się równie dobrze. Warto wspomnieć, że firma Puffa Diddy'ego deklaruje roczne przychody wysokości ok 20 milionów dolarów z samych tylko perfum.

    Jako twarzami Puffa Diddy'ego bywają także inni muzycy: Mariah Carey, Fabolous, Usher, Pharrell Williams, Mary J. Blige, Rick Ross czy Busta Rhymes; aktorzy: Jamie Foxx, Penélope Cruz, Vincent Pastore;  modele: Tyson Beckford, Naomi Campbell, and Channing Tatum.


    Unforgivable for Men to lekkie, cytrusowe perfumy z musującą nutką alkoholowego drinka. Świetne na lato. I paradoksalnie, zaskakująco podobne do Imperial Millesime Creed, co przy sugerowanej cenie w granicach stu złotych z hakiem za flakon daje do myślenia. Trwałość naprawdę przyzwoita.




    VII

    Harajuku Lovers
    Gwen Stefani


    Urocza, zabawna, bezpretensjonalna stylistyka firmowanej nazwiskiem wokalistki No Doubt serii Harajuku Lovers po prostu skazuje te perfumy na sukces. Nieskomplikowane, słodkie, przyjemne kompozycje sprzedają się jak świeże bułeczki i doprawdy, trudno się temu dziwić. Dobry pomysł, dobry marketing, dobre nosy (co nie bez znaczenia przecież), całkiem przyzwoite ceny. I oto mamy zysk przekraczający 20 milionów dolarów dla rezolutnej Gwen. Brawo!



    VI

    Fancy
    Jessica Simpson


    Przyznaję, że ten akurat rozdział mojego dzisiejszego artykułu był dla mnie całkowitą terra incognita. Twórczość Jessiki Simpson była mi zupełnie nieznana i po zapoznaniu się z największymi przebojami artystki stwierdzam, że mogłabym bez tej znajomości żyć. Natomiast stworzone przez znanego między innymi ze stworzenia Womanity i Courvoisier L’edition Imperiale Alexisa Dadiera perfumy oceniam bardzo pozytywnie. Kompozycja jest słodka, miła, miękka, okrągła. Bez śladu dwuznaczności Womanity, bez dekadenckiej zmysłowości L'Edition Imperiale. Lecz czyż nie takie właśnie powinny być perfumy kobiety stylizowanej na śpiewającą o słodkich buziaczkach lalkę Barbie?


    Karmelowa wanilia, śliczny, akord marcepanowy, ślad owoców dodający kompozycji lekkości i blasku. Zapowiadane w nutach białe kwiaty i ambra to wielcy nieobecni tej kompozycji, ale nie sposób uczynić z tego zarzutu. Fancy jest zapachem na miarę wizerunku firmującej go swoim nazwiskiem celebrytki. I ten wizerunek oraz kompozycja Dadiera przyniosły wymierny zysk w postaci ponad 18 milionów dolarów. Tak to się robi. :)



    V

    White Diamonds
    Elizabeth Taylor


    Pierwsze celebryckie perfumy świata. Oszałamiający sukces, którego miarą jest ponad 60 milionów zysku wypracowanego prze ten jeden tytuł. A przecież perfum firmowanych piękną twarzą Liz Taylor jest więcej.

    Twórcą kompozycji zapachowej White Diamonds jest Carlos Benaim - wcześniej twórca bajecznie popularnego Polo for Men, później (obu) Euphorii Calvina Kleina, Pure Poison Diora, Jasmin Noir Bvlgari, Premier Jour Niny Ricci, Flowerbomb Viktor&Rolf i wielu, wielu jeszcze ikonicznych obecnie perfum.


    Dwadzieścia pięć lat po premierze aldehydowo kwiatowe White Diamonds mogą wydawać się nieco zbyt retro, pamiętajmy jednak, że jest to dziedzictwo wspaniałych, kiczowatych lat osiemdziesiątych. Oraz o tym, że ten zapach ma diamenty w tytule!


    IV

    Reb’l Fleur
    Rihanna

     

    Pierwsze perfumy Rihanny to wielki sukces komercyjny. W ciągu pierwszego roku po premierze przyniosły ponad 80 milionów dochodu. Kokosowo - waniliowy słodziak z przyjemną, miękką nutą śliwki; w sam raz puchaty, w sam raz lekki, w sam raz słodki, w sam raz cielesny, w sam raz sexy. Kompozycja idealnie w sam raz. Dodatkowo oprotezowana urodą i sukcesami pięknej, utalentowanej kobiety.

    Mam wrażenie, że duet Caroline Sabas i Marypierre Julien z Givaudan tworząc pierwszy zapach na zamówienie amerykańskiej megagwiazdy postawił sobie cel w postaci stworzenia perfum podobających się każdej (lub prawie każdej) z milionów jej fanek. I zrealizował plan w stu procentach. Co prawda w Reb’l Fleur nie znajdziecie ani rebelii, ani kwiatów, ale czy w obliczu milionowych zysków ma to jakiekolwiek znaczenie?



    III

    Curious
    Britney Spears


    Ekskluzywny klub stumilionowców otwiera śliczna Britney. Największym jej perfumeryjnym sukcesem okazały się Curious, jednak nie sposób nie wspomnieć przy okazji o innych udanych i popularnych perfumach uroczej gwiazdki Klubu Myszki Mickey: Fantasy i Midnight Fantasy.

    Autorem Curious jest, stojący miedzy innymi za słodkim Silver Rain La Prairie, Claude Dir. Nos wart uwagi także dlatego, że pojawi się tu dziś raz jeszcze - na pierwszym miejscu.


    Curious to łagodna, urokliwa magnolia. Wysłodzona gruszką, zaokrąglona wanilią, lekko rozświetlona nutami lotosu i białego piżma. Kompozycja pozornie banalna, urzekająca niewinną elegancją. Naprawdę przyzwoite perfumy.



    II

    Glow
    Jennifer Lopez

     

    Glow obecne są na rynku już czternasty rok i wciąż cieszą się dużą popularnością. Te stworzone przez Louise Turner i kupowane przez miliony kobiet na całym świecie perfumy są dla mnie dowodem na to, że pupa sprzeda wszystko. Szczególnie gdy jest to naprawdę ładna pupa.

    Glow w założeniu pachnie piżmem i jaśminem. Realny efekt przypomina kwiatowy detergent. Czysty, lekko pudrowy zapach białej, lśniącej piany. Na swój sposób nowoczesny i lekki. Uprzejmi ludzie porównują go do płynu do kąpieli; ja skłaniałabym się raczej ku płynowi do mycia naczyń.

    Glow Jennifer Lopez przyniósł, na chwilę obecną, ponad 300 milionów dochodu.


    I

    Heat
    Beyonce


    Pierwsze perfumy firmowane przez megagwiazdę Beyonce Knowles zadebiutowały w roku 2010, czyli relatywnie niedawno. Błyskawicznie wdarły się na szczyty wszelkich rankingów i szacuje się, że do początku 2016 roku przyniosły prawie 500 milionów dolarów dochodu.
    Twórcami kompozycji zapachowej są - wspomniany już przy okazji Curious - Claude Dir i - znany między innymi ze stworzenia klasycznego Cristobal dla Balencisagi i niebanalnego 10 Corso Como - Olivier Gillotin. I wyznaję, że rękę Oliviera Gillotin widać tu szczególnie dobrze.

    Heat klasyfikowany jest jako kompozycja owocowa, słodka. Tymczasem zapach nijak się ma do opisów. Zapach koresponduje z nazwą, z prowokują osobowością Beyonce i kipiącą seksem reklamą.

     

    Zmysłowy, korzenny orient na wyraźnej, ambrowej bazie. Z ostrym akcentem piżmowym i spoconą, fizjologiczną niemal nutą brzoskwiniową przyprószoną bladą, siankową kumaryną. Kompozycja wyrazista, niebanalna, daleka od archetypu cukierkowych perfum celebryckich dla średnio rozgarniętych panien. Po prostu naprawdę dobre perfumy.



    Po prostu dobre perfumy


    Skoro już o stereotypach i naprawdę dobrych perfumach mowa, wspomnę z radością, że od kilku lat obserwuję wyraźny trend perfumeryjnej emancypacji celebrytów. W morzu nieskomplikowanych, słodkich zapaszków coraz częściej pojawiają się kompozycje naprawdę dobre, nic nie mające wspólnego z krzywdzącym stereotypem. Perfumy firmowane przez Madonnę, Ditę von Teese, małżeństwo Beckhamów, Anję Rubik, czy Pharrella Williamsa to po prostu dobre perfumy. Nie dobre jak na zapachy celebrytów. Dobre i już.




    Zastanawia mnie brak w rankingach finansowych Covet i Lovely by Sarah Jessiki Parker, Fame Lady Gagi, Christina Aguilera Christiny Aguilery czy chociażby niezwykle w Polsce popularnych Cat Deluxe i Cat Deluxe at Night Naomi Campbel. Intryguje mnie, gdzie plasowałyby się Truth or Dare promowane przez Madonnę?

     

    Jedno jest pewne: perfumy celebrytów to potężny, chłonny rynek. Nic dziwnego, że sprzedają się tak dobrze. Lepiej, niż reklamowane przez celebrytów ubrania - bo najlepiej nawet skrojona sukienka nie zapewni figury Dity von Teese czy Hale Berry. A perfumy nie są wymagające. Ładny zapach za niewygórowane pieniądze pozwala poczuć się jak Rihanna czy Beyonce. A to, że celebryci rzadko używają firmowanych swoimi nazwiskami perfum... To już materiał na osobny artykuł. :)

    Co sądzicie o perfumach celebryckich? Używacie? Macie swoich faworytów?



    * Dane finansowe pochodzą ze strony financesonline.com

    Pod skórką wszechświata: Mortal Skin - 777 Stéphane Humbert Lucas

    $
    0
    0

    1

    2

    3

    Gaśnie światło.

    Stoisz nago. W absolutnej ciemności. Odczuwając nieskończoną przestrzeń wszechświata każdym centymetrem nieosłoniętej skóry.
    Płonące gwiazdy, szorstkie mgławice, nieskończony chłód wiecznej nocy.
    Kosmos pachnący kryształem.

    Eony samotności. Pragnące ciszy supernowe i łaknące ciepła czarne dziury.


    Mortal Skin to zapach zapadającej się gwiazdy. Gwiazdy pożerającej cały układ planetarny, wyciągającej czarne macki w kierunku sąsiednich gwiazd... Dymny aromat spalenizny; zapach wyprażonego żelaza; niepokojąca woń rozpadu. Napięcie rośnie.

    Nie zamykaj oczu. Nie zamykaj, bo oto - dokładnie w momencie, w którym zamierzasz obrócić oko swej jaźni - dziwne dzieło Stèphane Humbert Lucasa wykonuje woltę zmieniającą wszystko. Oto trzymasz w dłoni karty białego pergaminu, na których czarnym atramentem opisano płonące gwiazdy, szorstkie mgławice, nieskończony chłód wiecznej nocy i kosmos pachnący kryształem.


    Dymne żywice, skórzaste labdanum, pyliste nuty przyprawowe i sekcja na wpół technicznych syntetyków. A ponad tym akord najdziwniejszy z dziwnych: uwalane cybetem jeżyny.

    W tle szumi las. Iglasty, pachnący szyszkami i wilgocią. Kiedy rozejrzysz się wokół w poszukiwaniu cienia i spokoju zobaczysz jednak, że Stèphane Humbert Lucas oszukał Cię po raz wtóry.


    Las jest iluzją. Obrazem na gładkim szkle. Jego zapach i szum gałęzi są kolejną historią zapisaną czarnym atramentem, który zostawia na skórze czarne smugi wyglądające jak szorstkie mgławice. A na białych kartach plamy wyglądające jak czarne dziury... Albo czarne jeżyny.

    I znów stoisz nago. W absolutnej ciemności. Tylko tym razem jest to ciemność oswojona.



    Data powstania: 2015
    Twórca: Stèphane Humbert Lucas
    Projekcja: umiarkowana i to nie raduje
    Trwałość: dobra, choć projekcja... sami wiecie

    Nuty zapachowe:
    Nuty głowy: jeżyny, czarny atrament, galbanum, kadzidło, czystek (esencja)
    Nuty serca: opoponaks, irys, szafran, dawana, mirra, kardamon
    Nuty bazy: szara ambra, styraks, sandałowiec, labdanum, cybet (cywet), cedr atlaski, brzoza, piżmo




    Źródła ilustracji:
    Czarna dziura i Droga Mleczna pochodzą z zasobów Wikipedii.
    Autorem atramentowej grafiki zatytułowanej "Ink Droplet 3" Jest Eric publikujący na Deviantarcie jako ericjzecc. Link do galerii: KLIK

    Under the skin of the universe - Mortal Skin 777 Stéphane Humbert Lucas review

    $
    0
    0

    1

    2

    3

    The lights go out.

    You're standing naked. In absolute darkness. Feeling the infinite space of the universe with every inch of your bare skin.
    Burning stars, rough nebulae, the infinite cold of the eternal night.
    Space smelling with crystal.

    Eons of loneliness. Supernovas wishing peace and black holes craving for warmth.


    Mortal Skin is the smell of a collapsing star. Devouring the whole planetary system, withdrawing black tentacles towards the neighboring stars... The smoky smell of burning; the aroma of calcined iron; disturbing odor of decay. Tension grows.

    Do not close your eyes. Do not close, because here - in the exact moment in which you want to turn the inner eye - the strange opus of Stephane Humbert Lucas does volte changing everything. Now you hold in your hand a white parchment card on which there are blazing stars, rough nebulae, the infinite cold of the eternal night and the space smelling with crystal calligraphed with black ink.


    Smoky resins, leathery labdanum, dusty notes of spice and a section of semi-technical synthetics. And a chord stranger of the strangest: blackberries dipped in civet.

    In the background you hear a rustling forest. Coniferous, smelling with cones and moisture. And when you look around searching for shade and tranquility you will see, that Stephane Humbert Lucas has cheated you once again.


    The forest is an illusion. A painting on smooth glass. The smell and noises are another story calligraphed with black ink that leaves on you skin black streaks that look like rough nebulae. And the ing spots on the white pages look like black holes... or black blackberries.

    Again, you're standing naked. In absolute darkness. Only this time the darkness is tamed.



    Date of premiere 2015
    Nose: Stephanie Humbert Lucas
    Sillage: moderate and this is not a joy
    Longevity: good, although the sillage... well, you know.


    Top notes: blackberry, ink, incense and labdanum
    Heart notes: opoponax, iris, davana, myrrh and cardamom
    Base notes: ambergris, styrax, sandalwood, labdanum, civet, cedar, birch and musk




    Illustrations:
    • The Black Hole and the Milky Way come from the resources of Wikipedia.
    • The author of the artwork titled "Ink Droplet 3" is Eric, publishing on Deviantarcie as ericjzecc. Link to the gallery: CLICK

    O smutku i piciu szampana

    $
    0
    0

    Kochani,
    dziś post osobisty. Proszę o wybaczenie, ale czuję, że tak będzie właściwie.

    Pod koniec stycznia straciłam Przyjaciela. Miał 35 lat i był jednym z najlepszych ludzi, jakich miałam okazję poznać. Łączyło nas wiele wspomnień i projektów - zakończonych i nie.
    Bezpośrednio po stracie dałam sobie czas na żałobę. Chciałabym powiedzieć, że minął, ale obawiam się, że tego typu rany zostawiają blizny na zawsze.

    Usiłowałam wrócić do pisania już dawno. I za każdym razem, kiedy siadałam przed monitorem z pustym plikiem tekstowym czekającym na literki, myślałam tylko o tym, że pomimo, iż łączyła nas inna pasja - nie perfumy - to właśnie lucek był pierwszym obserwatorem mojego bloga; to lucek nakłonił mnie do napisania pierwszego poradnikowego tekstu o perfumach; to lucek namawiał na warsztaty dla Mistrzów Gry chcących zagrać zapachem.

    Rankiem, w dniu, w którym dowiedziałam się, że mój Przyjaciel zmarł we śnie na obozie RPG, na którym był wychowawcą, otrzymałam ciepłą, pełną troski wiadomość od Oliviera Durbano. Wiadomość ta przywołała wspomnienia ostatniego spotkania, podczas którego rozmawialiśmy o trawieniu smutku i o tym, że nawet kiedy jesteśmy smutni, nawet kiedy cierpimy, warto pić szampana.

    Dziś dojrzałam do picia szampana. Wróciłam do pracy nad długim (właśnie przekroczyłam 30 000 znaków, a to ciągle nie koniec) i pełnym niespodzianek wywiadem z Olivierem Durbano, który nagrałam jeszcze w roku ubiegłym. Wywiadem, który będziecie mieli wkrótce okazję przeczytać. I przy którym będziecie się, mam nadzieję, bawili tak dobrze, jak my nagrywając.

    Olivier dużo i szczerze się śmieje. Szkoda, że nie mogę Wam tego przekazać na blogu. Obiecuję jednak, że całą resztę opowiem dokładnie. No, może poza tym, jak oblałam go wodą. :)

    Dziękuję za wyrozumiałość i do przeczytania wkrótce.

    Moim celem jest wzbudzanie emocji - Wywiad z Olivierem Durbano, część pierwsza

    $
    0
    0

    Dziś, zgodnie z obietnicą, wyjawię Wam treść rozmowy z Olivierem Durbano, którą miałam przyjemność przeprowadzić pod koniec ubiegłego roku. Zarejestrowana za zgodą Oliviera rozmowa stanowi fragment naszego dłuższego spotkania - dlatego rozpoczyna się nietypowo. I nietypowo kończy.

    Zapraszam do lektury pierwszej części liczącego ponad 30 000 znaków wywiadu.





    Historia z książki


    Klaudia Heintze: Olivierze, zacznę od pytania niezwykłego, gdyż temat wydaje mi się intrygujący i wart poruszenia.
    Wiem, że istnieje książka amerykańskiej autorki M.J. Rose, w której to książce jedna z postaci inspirowana jest Twoją osobą i jej historia jest także historią Twojego życia.

    Olivier Durbano: To bardzo ciekawa sprawa. Poznałem M.J. kilka lat temu... A właściwie nie tak... M.J. Skontaktowała się ze mną. Napisała, że opowiedział jej o mnie znajomy z Australii... M.J. Mieszka w Nowym Yorku, mnie złapała w Paryżu, więc nie jest to taka zwykła sytuacja. Zadała mi kilka pytań dotyczących perfum i tak dalej, i w końcu napisała, że wybiera się do Paryża. Zapytała, czy mam ochotę na spotkanie. Odpisałem, że chętnie. Kiedy przyjechała spędziliśmy kilka godzin na rozmowach o wszystkim. A kiedy rok później przyjechała do Paryża ponownie - podarowała mi książkę. I powiedziała, że to jej najnowsza powieść i jedna z postaci w niej opisanych jest perfumiarzem. I że jest ona efektem naszej rozmowy. Więc może jest inspirowana mną, ale ja tego nie wiem na pewno, bo nie czytałem.
    Nie zrozum mnie źle - to urocza historia z tą książką, ale ja nie znam angielskiego na tyle dobrze, żeby przeczytać w oryginale, a na francuski jeszcze jej nie przetłumaczono. Przetłumaczono ją na wiele języków, ale na francuski akurat nie.

    KH: Opowiedz mi więc historię, która zainspirowała M.J. Rose. Nie w sposób, w jaki opisano ją w książce, ale tak, jak jej ją opowiedziałeś.

    OD: Ale ja nie wiem. Nie opowiadałem żadnej historii i żadnej historii nie znam. I wcale nie czuję, że muszę ją poznawać. 
    To było miłe spotkanie i miła sytuacja. Teraz jesteśmy w kontakcie, ale... Ja nie wiem, jaką historię napisała M.J.

    KH: Nie ma więc żadnej "życiowej opowieści", którą spisała M.J.?

    OD: Nie wiem. Może jest, ale o to wypadałoby zapytać M.J.

    KH: A masz jakieś życzenia w tej kwestii? Wiesz... Jak chciałbyś, żeby o Tobie pisano, mówiono? Jak chciałbyś być postrzegany?

    OD: Nie chcę i nie muszę się nad tym zastanawiać. Nie muszę tego kontrolować. Muszę tylko... być sobą.


    Tworzenie perfum

    KH: Przejdźmy zatem do tego, co kontrolujesz. Chciałabym wiedzieć, jak pracujesz nad perfumami. Dokładnie i z detalami. Wiem sporo, o pomysłach, koncepcjach zapachów, lecz interesuje mnie także strona techniczna. Chciałabym wiedzieć, po pierwsze, więcej o narodzinach idei; o tym, jak zapadają decyzje o tym, jaki będzie kolejny zapach. I po drugie, jak wygląda proces pracy nad zapachem. Czy masz swojego mistrza perfumiarskiego, czy pracujesz samodzielnie?

    OD: Nie chcę wracać do szkoły. Żadnych mistrzów. [śmiech]

    KH: Rozumiem. Żadnych mistrzów.

    OD: Nie muszę... Pewnych rzeczy nie muszę wiedzieć. To trudno wyjaśnić, ale czuję się dobrze nawet jeśli nie wiem. Wielu rzeczy. Jeszcze kilka lat temu kluczowe znaczenie miała idea, koncepcja zapachu. Szukałem sposobu jej realizacji, krok po kroku. Opowiadałem to, co wymyśliłem.
    Ale ja nie jestem nosem. I nie chcę zostać nosem.
    W komponowaniu perfum jednym z pierwszych kroków jest stworzenie sobie listy składników. Kiedy skompletuję listę i wiem już, czym mają moje perfumy pachnieć, zaczynam wyprawy do laboratorium. Spotykam się z pracownikami laboratorium, próbuję, testuję, wącham. I w pewnym momencie to jest to. To proste, lecz jednocześnie trudne do wyjaśnienia: pracuję nad zapachem. Ale to nie jest aż takie skomplikowane.


    KH: Ile czasu zajmuje Ci praca nad jedną kompozycją? Wiem, że to nie jest tak, że powiesz mi: miesiąc i trzy dni. W przybliżeniu.

    OD: Można powiedzieć, że rok. Jeden rok na jedną kompozycję. Najpierw czekam na wykrystalizowanie się koncepcji, żyję z tym pomysłem, czytam, daję sobie czas. Potem krok po kroku spisuję nuty. A kiedy lista jest kompletna: kuchnia, testy, kolejne mieszanki. I w końcu nadchodzi moment, kiedy mówię: to jest to. A we wrześniu premiera we Florencji.
    Od lat trzymam się tego samego rytmu. Choć nie chcę się stresować, jeśli więc któregoś roku nie będę gotów z zapachem na wrzesień... To nie będę.

    KH: Podsumowując: najpierw jest pomysł, który przez jakiś czas dojrzewa, ale gdy już jest... to jest.

    OD: Tak! Człowiek musi znajdować czas na cieszenie się tym, co zrobił. W tej chwili nie myślę nad kolejnymi perfumami, nie spisuję receptur, nie chcę zajmować się następnym zapachem. Mój umysł jest wolny. Kiedy przyjdzie czas, zacznę zbierać kolejne legendy i spisywać kolejny zapach. Ale to stanie się wtedy, kiedy poczuję, że nadszedł odpowiedni moment.

    KH: Kiedyś nie tworzyłeś perfum. Czemu zacząłeś?

    OD: To było jak... przymus. To kolejna trudna do wytłumaczenia rzecz. Czasem jest tak, że... nie robisz czegoś. Nie zajmujesz się tym, nie masz pojęcia jak się do tego zabrać i nawet nie bardzo masz możliwości; ale wiesz, że chcesz to robić. Myślisz o tym, mówisz o tym i bardzo tego chcesz. Nie wiesz czemu, ale wiesz, że chcesz to zrobić. Ten pierwszy zapach... to było przeznaczenie. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale byłam na niego skazany.
    A potem, kiedy już wiesz, że chcesz to zrobić - pojawiają się możliwości. I krok po kroku - spełniają się marzenia.

    KH: Trzeba tylko robić kroki.

    OD: Tak. Wykorzystywać możliwości. Musimy uświadomić sobie, że możliwości to dary losu. Nawet jeśli się boisz; nawet jeśli nie masz pewności, że to dobry pomysł; nawet jeśli się nie znasz... To zawsze tak jest. Nie tylko w perfumiarstwie. Każdy akt twórczy jest niewiadomą. Bo właściwie czemu tworzymy? Nie wiemy, czemu. Wiemy tylko, że musimy tworzyć. I warto jest tworzyć, nawet jeśli nie mamy gotowych odpowiedzi na wszystkie pytania. Warto tworzyć nawet jeśli nie rozumiemy czemu.



    Krok za krokiem

    KH: Twoje pierwsze perfumy - Rock Crystal - uważane są obecnie za jedną z najlepszych kompozycji kadzidlanych. Dzieło w niektórych środowiskach wręcz kultowe. Jak się czujesz skonfrontowany z takimi opiniami?

    OD: Ja... Chyba nie zdaję sobie z nich sprawy. Jestem szczęśliwy, kiedy spotykam ludzi, którzy dzielą ze mną emocje. Czasem przy okazji zapachów. Wtedy wszystko jest proste i ja lubię, kiedy wszystko jest proste. Rock Crystal to pierwszy kamień, pierwsza opowieść. W mojej interpretacji to nie jest tylko kadzidło. To wiele emocji: wspomnienia moich pierwszych podróży, wiele miejsc, wiele przeżyć. Może to właśnie czyni go wyjątkowym.

    KH: Tworzysz perfumy o pewnym szczególnym charakterze. Czy dostrzegasz jakiś związek między zapachem, a ludźmi, którym się on podoba; którzy go wybierają?

    OD: Lubię myśleć, że moje zapachy nie są dla jednego typu ludzi. Jaki jest związek między zapachem, a osobą, która go nosi? Nie wiem. Może to rodzaj wrażliwości. Tak, wrażliwość to dobre słowo. Nie mam na myśli tego, że jedni są bardziej wrażliwi, niż drudzy. Chodzi o typ wrażliwości.

    KH: A które z Twoich perfum odpowiadają Twojej wrażliwości? W którym z zapachów czujesz się najbardziej komfortowo? Nosisz wszystkie, czy masz ulubione?

    OD: Oczywista odpowiedź jest taka, że lubię wszystkie. I to jest prawda. Ale najlepiej zazwyczaj czuję się w najnowszym. I od lat tak jest, że zawsze najlepiej czuję się ostatnim zapachu, który stworzyłem. Bo ostatni jest zapachem momentu życia, w  którym teraz jestem. To rodzaj symboliki. Noszę zazwyczaj swoje ostatnie perfumy, a kiedy kończę kolejne - zaczynam je nosić tego samego dnia, w którym zostały skończone. Chryzolithe zacząłem nosić we wrześniu.
    Lubię zmiany. Perfumy dzielą moje życie na etapy i lubię przechodzić z jednego w drugi. Kiedy kończę pracę z perfumami - zamykam pewien rozdział. Przestaję nad nimi myśleć i zaczynam myśleć nad kolejnymi. Lubię samą ideę zmiany, dlatego łatwo mi jest powiedzieć: OK, jeden rok to jedno doświadczenie; pora na następne.

    KH: Teraz więc zamknąłeś rozdział pod tytułem Chrysolithe i otwierasz nowy. Powiedziałeś, że kiedy kończysz pracę nad jednym zapachem, zaczynasz myśleć nad kolejnym.

    OD: Ale tylko troszkę.

    KH: O czym myślisz teraz?

    OD: O... Nie wiem. Jeszcze nie wiem. Z resztą... Nie lubię dozować informacji po troszku. Nie lubię opowiadać o inspiracjach na etapie inspiracji. Lubię powiedzieć wszystko na raz i najlepiej jeszcze od razu zaprezentować zapach.

    KH: Lubisz być trochę tajemniczy.

    OD: Nie! [śmiech] Wcale nie! Po prostu... Dzieło jest dziełem kiedy jest gotowe; kiedy czujesz, że to jest to. Wcześniej jest niczym. Dzieło zaczyna istnieć, kiedy pokazujesz je ludziom. Wcześniej... Nie ma o czym gadać. I dlatego nie opowiadam o swoich inspiracjach. Nie chcę teraz opowiadać o tym, jaki będzie kolejny zapach; nie chcę podawać listy składników. bo to wszystko może się jeszcze zmienić.

    KH: W ten sposób unikasz rozmów w stylu: czemu w zapachu X nie ma tego składnika skoro zapowiadałeś, że będzie?

    OD: Voilla! Moja praca polega na tym, żeby te perfumy się pojawiły. Nie na opowiadaniu o nich. Nie widzę powodu, żeby otwierać drzwi, za którymi niczego jeszcze nie ma.

    KH: Czy zapachy, które tworzysz powiązane są w jakiś sposób z wydarzeniami z Twojego życia?

    OD: Nie. A może trochę...? Wydarzenia, szczególne momenty w życiu mogą być inspiracją, ale tylko częściową. Rozumiesz? Nie całą. Momenty nie tworzą zapachu.

    KH: Pytam o to, bo intryguje mnie to, w jakim momencie życia byłeś tworząc Black Tourmaline. To zapach przez wiele osób określany jako trudny, surowy. Ludzie odbierają ten zapach bardzo różnie i kiedyś przyszło mi do głowy, że może to zależeć nie tylko od ścieżki życia, którą podążamy, ale też od momentu, w którym jesteśmy.

    OD: Oczywiście! To nie jest tak, że przez całe życie przypisani jesteśmy do jednego zapachu. To się może zmieniać i zazwyczaj zmienia. Nie pamiętam, żeby Black Tourmaline powstawał w jakimś bardzo szczególnym okresie mojego życia. Pamiętam, że wielką radość sprawiała mi praca nad nim. I na pewno nie jest tak, że ten zapach to jest wyłącznie ciemność. Jest czarny, ale nie mroczny. Moim zdaniem to zapach pełen światła - szczególnego, to jasne - ale to nie jest zapach ciemności. Choć rzeczywiście jest niezwykły. A kiedy coś jest niezwykłe, to oczywiście nie wszystkim będzie się podobało. I dobrze.



    O zmianach zapachu

    KH: Czy zdarza Ci się słyszeć o swoich perfumach rzeczy, których nie zamierzyłeś, nie przewidziałeś. Takie, które Cię zaskakują.

    OD: Na tym polega zabawa! Kiedy tworzysz coś i wypuszczasz to na świat, do ludzi - nie musisz tego cały czas kontrolować. Ba! Nawet nie możesz. Na tym polega praca artysty. Tworzysz dzieło i robisz wszystko, żeby było jak najlepsze. możesz wyjaśniać: istotę, myśl przewodnią, inspiracje... Ale opinii i emocji ludzi nie jesteś w stanie kontrolować. Więc jestem szczęśliwy, że moje perfumy wywołują emocje. I nie wnikam w szczegóły. Jeśli moim zamysłem było, by zapach był czerwony, a Ty widzisz zieleń - w porządku, ja nie wnikam. To twoje uczucia i jakiekolwiek by nie były - są idealne. Kiedy więc ktoś opowiada mi historię niezgodną z moją inspiracją - jestem szczęśliwy. Bo celem jest wzbudzanie emocji.

    KH: I tworzenie perfum, które mają opowieść.

    OD: Tak. Ale to nie musi być moja opowieść. Istotne jest dla mnie wytłumaczenie, co mnie inspirowało, ale ostatecznie każdy sam sobie wymyśla ten zapach. I oczywiście - jeśli coś jest wyjątkowe, to jest nie dla wszystkich.

    KH:  Kiedy widzieliśmy się ostatnio zapytałam, czy zmieniłbyś coś w swoich perfumach, gdyby okazało się, że się nie podobają. I odpowiedziałeś, że w żadnym razie.

    OD: Bo nie. W żadnym razie. To jest tak: kiedy tworzę perfumy, to zwykle one komuś jednak się podobają. I nie ma znaczenia, czy podobają się wielu, czy niewielu osobom. Jeśli ktoś już wybrał ten zapach i się do niego przywiązał, to zmiana oznaczałaby, że się z nim nie liczę; że jest mniej ważny, niż ci, którzy domagają się zmian. I oczywiście, perfumy tworzy się po to, by ktoś je pokochał, ale nie ma dla mnie znaczenia, ile to będzie osób. A żeby trafić do większej ilości osób nie należy zmieniać perfum, tylko stworzyć nowe. To lepsze.

    KH: Mimo to część Twoich zapachów zmieniła się. Jakieś dwa lata temu. Zmiana nie jest duża i wiem już, że nie zmieniałeś formuł. Jak myślisz, z czego te różnice w zapachu mogą wynikać?

    OD: Nie potrafię tego wyjaśnić. Wiem tylko, że receptura jest dokładnie ta sama. Wiem z doświadczenia, że duże znaczenie ma czas maceracji. Odkryłem ostatnio flakony Rock Crystal sprzed lat - z pierwszych partii tych perfum. I nie były zepsute, nie pachniały źle. Ale postarzały się jak wino i nie pachniały tak, jak nowe, "normalne" Rock Crystale. Może więc różnica wynika z tego, że siłą rzeczy porównuje się perfumy nowe z perfumami mającymi już sporo lat. Ale tak naprawdę to nie wiem. Receptura nie była zmieniana.

    KH: Naturalne składniki rzadko mają stała parametry. Może wynika to w różnicy pomiędzy partiami esencji?
    Na zdjęciu dwa flakony Black Tourmaline. Oba o prawidłowym zapachu.

    OD: Dokładnie. Zdarzają się też różnice w kolorze. I znów - skład jest ten sam, ale nie jestem w stanie do końca przewidzieć, jak odbarwi się płyn. Ale kiedy już się odbarwi, to zazwyczaj ludzie wyczuwają różnicę w zapachu - nawet jeśli jej nie ma. Ludzie widząc inny kolor wyobrażają sobie inny zapach.
    Dla mnie najważniejsze jest to, że ja wiem, że nie zmieniałem niczego. Wiem, że każdy z flakonów powstaje według tej samej receptury. I oczywiście - jeśli ktoś pyta, to wyjaśniam, ale nie muszę się z tego tłumaczyć, ani z nikim wykłócać. Tak jest. Po prostu...

    KH: Ok, rozumiem. Jedyne, co możesz zrobić w tej sprawie to powiedzieć prawdę. Co właśnie zrobiłeś.


    ***

    Ciąg dalszy nastąpi.
    A po ostatniej części będzie niespodzianka. :)



    • Autorem wszystkich zdjęć do wywiadu ( z wyjątkiem zdjęć flakonów) jest Michał Dagajew. Strona autora: www.dagajew.eu

    Mam sentyment do ludzi, nie do perfum - Wywiad z Olivierem Durbano, część druga

    $
    0
    0


    Zapraszam do lektury drugiej części rozmowy z Olivierem Durbano. Bez wstępów, bo ta rozmowa ich nie potrzebuje.




    Nie jestem ciekaw

    KH:
    Jeden z moich czytelników prosił, żeby zadać Ci pytanie o to, czy używasz perfum innych marek. Pytanie dosłownie było o marki konkurencyjne, ale to przecież nie do końca jest konkurencja.

    OD: To w ogóle nie jest konkurencja.

    KH: Cóż więc?

    OD: To po prostu... różne marki. Mamy inne historie, inną energię i jesteśmy zazwyczaj bardzo szczęśliwi, kiedy możemy się spotkać. Prywatnie albo zawodowo. Konkurencja dzieje się w ludzkich głowach. Dla mnie nie istnieje. W ten sposób moje życie jest łatwiejsze.

    KH: Miło, że tak mówisz. Wróćmy do pytania: czy istnieją zapachy innych marek, do których masz sentyment, czy zdarza Ci się używać perfum, których nie stworzyłeś?

    OD: Mam sentyment do ludzi, nie do perfum. [śmiech]

    KH: Tak, to była sprytna odpowiedź. A może jeszcze jedno zdanie?


    OD: Nawet nie testuję innych perfum. To nie jest moja praca i nie jest to dla mnie ważne. Skupiam się na tym, co mam do zrobienie i, szczerze mówiąc, nie wiem, czego miałbym się nauczyć testując inne perfumy.

    KH: Nie jesteś ciekaw?

    OD: Nie. Obawiam się, że mogłoby mnie to rozproszyć. Dlatego staram się nie wąchać innych perfum. Zdarza się, że przychodzą do mnie ludzie i mówią: powąchaj to, koniecznie musisz to powąchać. A ja nie jestem ciekaw.

    KH: Rozmawiamy cały czas o perfumach. Ale wiem, że zajmujesz się też innymi dziedzinami sztuki. Studiowałeś architekturę, zajmujesz się jubilerstwem, wiem, że malujesz. Czym jest dla Ciebie sztuka?

    OD: Sztuka... Może to styl życia? To jest tak, że z pewnymi rzeczami czujesz się w życiu dobrze. Ja lubię pracę z kamieniami. A to z kolei stało się dla mnie impulsem do tego, żeby tworzyć perfumy, szale, żeby malować. Choć malowanie to na razie tylko "coś, co lubię". Może w przyszłości malarstwo stanie się czymś więcej, ale jeszcze tego nie wiem. Sztuka to dla mnie sposób bycia, styl życia. Ale to też tylko moja interpretacja.



    O trudnych czasach

    KH:
    Muszę zadać to pytanie, choć szczerze wyznam, że nie wiem, czy jest to dobra decyzja. Znaleźliśmy się obecnie w dość trudnym momencie dziejowym. Sztuka to rodzaj wolności, tymczasem to, co dzieje się na świecie skłania nas do obaw o naszą wolność i pokój. Czy Ty czujesz obawę?

    OD: Nie. Jestem zasmucony. Ale smutek trwa krótko. Nie obawiam się i nie boję się. Wierzę w dobro i wierzę w dobrą wolę ludzi na całym świecie. Nie wiem, czy zawsze podoba mi się postawa Francuzów, ale w tym przypadku jest ona naprawdę piękna. Ludzie okazują sobie wsparcie.

    KH: Co to znaczy "postawa Francuzów"?

    OD: Nie mam na myśli niczego złego. Po prostu od pewnego czasu Francja jest krytykowana. Wizerunek Francuzów nie jest dziś taki, jak kiedyś. Tymczasem w obliczu ostatnich smutnych wydarzeń ludzie zareagowali bardzo... dobrze. Oczywiście także emocjonalnie, ale są to pozytywne emocje. Ludzie okazują sobie wsparcie. Nie wiem, jak to wyjaśnić.

    KH: Rozumiem, że chcesz powiedzieć, że te tragiczne wydarzenia mają nie tylko złe skutki, ale też prowadzą, być może, co czegoś dobrego.

    OD:Świat jest pełen światła... Nawet jeśli... Wiesz.

    KH: Czy nie chcesz o tym rozmawiać?

    OD: Nie chodzi o to, że nie chcę o tym rozmawiać, tylko o to, że jest to tak skomplikowane, że nie wiem, jak. Chcę powiedzieć, że zawsze staram się skupiać na pozytywnych aspektach. Widzę piękno w reakcjach ludzi, widzę nadzieję. Wolę myśleć o tym, jakie dobro wyniknie z tego na przyszłość, niż skupiać się tylko na tragedii. Nie chcę rozmawiać o konfliktach. Jest tyle aspektów tej sytuacji: aspekt polityczny, religijny, społeczny. A my nie wiemy przecież wszystkiego o wszystkim. Nie chcę twierdzić, że rozumiem tę sytuację, bo prawda jest taka, że jej nie rozumiem. Nikt jej do końca nie rozumie. I nie istnieje jedna, uniwersalna reakcja na te wydarzenia. To co mogę i chcę powiedzieć to to, że niektóre reakcje na te wydarzenia są piękne, pełne światła i nadziei. I że powinniśmy się starać być lepszymi, niż byliśmy wczoraj. Co innego możemy zrobić?

    KH: Skoro rozmawiamy o przyszłości, powiedz mi proszę, jak widzisz swoją przyszłość. Gdzie widzisz siebie za... powiedzmy dziesięć lat? Czy będziesz nadal tworzył perfumy?

    OD: Nie wiem. [śmiech] Nie robię tego typu planów. Wszyscy dokądś zdążamy, ale tak naprawdę nie wiemy, co się wydarzy. Nie wiemy, czego będziemy pragnęli za rok. Jak każdy człowiek, czegoś pragnę - ale czy za rok lub dziesięć będę tego pragnął nadal? Nie wiem.
    Lubię podróżować; chciałbym więc podróżować, poznawać ludzi, wymieniać sę z nimi doświadczeniami. I to jest marzenie. Ale poza tym... no nie wiem.

    KH: Rozumiem. Ludzie zwykle robią plany, ale...

    OD: Ja też robię, ale malutkie. Krok po kroku, rok za rokiem. Jedenaście lat temu nie przypuszczałem, że dziś będę miał kolekcję jedenastu zapachów. Miałam koncepcję zapachu, pomysł, ideę. Jakieś wyobrażenie o tym, co będzie za rok. Ale za jedenaście?!


    Proste pytania

    KH: Wróćmy więc do pytań, na które odpowiedzi są łatwe. Jaki jest twój ulubiony kolor? [oko do fanów MP]

    OD: Zielony... I czarny.

    KH: Jaka jest twoja ulubiona potrawa?

    OD: Owoce, warzywa.

    KH: Jakiej muzyki słuchasz?

    OD: Różnej. Najczęściej klasyki i muzyki świata. Etnicznej muzyki Środkowego Wschodu. To zależy od nastroju, od tego, co akurat robię. Przed snem zazwyczaj otaczam się kamieniami, kadzidłem i muzyką. To jest rytuał.

    KH: W co lubiłeś się bawić, kiedy byłeś dzieckiem?

    OD: [nuci w zamyśleniu]

    KH: Spacery, sport, książki...?

    OD: Żadnego sportu! [śmiech] To było dawno temu, ale nie aż tak dawno, żebym nie pamiętał, że nie lubiłem sportu.
    Lubiłem bawić się swoim zestawem Playmobil i tworzyć do tych zabaw historie. Lubiłem rysować. To dziwne, ale właśnie przypomniałem sobie, że lubiłem rysować plany budynków. Wiesz, takie jak architekt. Lubiłem wiele rzeczy - jak wszystkie dzieci. Ale rysowałem bardzo dużo.

    KH: A teraz?

    OD: A teraz nie mam już Playmobilu! [śmiech]

    KH: A jak lubisz spędzać czas wolny?

    OD: To zależy od nastroju. Lubię spotykać się z ludźmi, ale bywa, że potrzebuję samotności i wyciszenia. Potrzebuję czasu do marnowania na nie myślenie o niczym. Na życie po prostu.

    KH: A co robisz dla zabawy?

    OD: Dla zabawy?

    KH: Tak.

    OD: Wszystko w życiu jest zabawą. Życie jest zabawą. Nawet kiedy zostaję sam ze swoimi kamieniami, to jest to zabawa. [śmiech]
    Kiedy robisz to, co chcesz i sprawia ci to frajdę, to jest to zabawa. W ten sposób wszystko może być zabawą.

    KH: Dokładnie to powtarzam i ja. Cokolwiek robię w życiu, daje mi radość. Gdyby nie dawało mi radości, nie robiłabym tego, tylko coś innego.

    OD: Tak!

    KH: No dobrze. Ale na pewno istnieją rzeczy, których nie lubisz robić. Na przykład ja nie lubię gotować.

    OD: Nie gotuję. Nie mogę powiedzieć, że nie lubię gotować, bo nie gotuję i już. A czego nie lubię...? Zazwyczaj jeśli czegoś nie lubię robić, to tego nie robię. Jeśli czegoś nie robię, to tego nie lubię. Tak. To jest moja odpowiedź. [śmiech]

    KH: Podoba mi się. I nie zapytam, co robisz, jeśli musisz. Nie zapytam. [śmiech] Ale zapytam o to, jak w związku z tym wyobrażasz sobie dzień idealny?

    OD: Idealny dzień? Pierwsza odpowiedź, która przychodzi mi do głowy jest taka, że byłby pełen różnych rzeczy. Ale prawda jest taka, że kiedy wstajesz rano, wiesz, że nie dasz rady zrobić wszystkiego, co chciałbyś robić. Staram się chodzić spać z poczuciem, że zrobiłem to, co mogłem. W tym konkretnym dniu, w tym czasie, jaki miałem. I jeśli idziesz spać szczęśliwy, to znaczy, że to był idealny dzień.


    Jestem emocjami

    KH: Wiesz dlaczego zadaję takie pytania? Dlatego, że w większości wywiadów, których udzielasz - w tym także w naszej poprzedniej rozmowie - mówisz wiele o emocjach, ale niewiele o sobie.

    OD: Ale to to samo.

    KH: Twoje emocje są jasne. Są w Twoich zapachach i w Twoich opowieściach o zapachach. A ludzie chcą znać odpowiedzi na proste pytania. I proszą - zapytaj go o to, co lubi. Co je? Jak spędza czas? Czemu nie jest architektem?

    OD: Studiowałem architekturę, to prawda. I w jakimś sensie jest to częścią mnie... Ale to nie jestem ja!

    KH: No dobrze. To w prostych słowach: kim jesteś?

    OD: O boże! Co to za pytanie! Kocham cię! [śmiech]

    KH: Niezła próba odwrócenia mojej uwagi.

    OD: Nie, nie! Już odpowiadam. Jak tylko coś wymyślę.
    Po pierwsze, żeby powiedzieć, kim jesteśmy, trzeba poznać siebie. To proces, podróż. Staram się więc odbywać tę podróż sam ze sobą... Może od początku, ale mam przekonanie, że jedenaście lat tamu coś się zmieniło. Ja się zmieniłem. I związek w czasie tej zmiany z początkiem pracy nad perfumami nie jest przypadkowy. Im więcej wiesz o sobie, tym bardziej jesteś sobą. Ale tak, czy inaczej jesteś zawsze w ruchu. Zmieniasz się. Aż do końca życia. I nigdy nie przestajesz stawać się i odkrywać kim się stajesz. Staram się to robić - rozwijać i poznawać - ale staram się też angażować we wszystko, co robię. Bo to, co robię jest mną. Od pewnego czasu zadaję sobie pytanie o to, czemu to robię. I może po to, żeby spotykać ludzi? Żeby spotykać ich tak naprawdę - tworząc dialog i emocje.

    KH: Coś w tym jest, bo kiedy  mówisz o perfumach, mówisz o emocjach. Przekraczasz granicę mówienia z dystansem i zapalasz się.

    OD: Tak! Bo to emocje łączą ludzi.


    ***

    Ciąg dalszy nastąpi... wkrótce.
    A po ostatniej części będzie niespodzianka. :)



    • Autorem wszystkich zdjęć do wywiadu ( z wyjątkiem zdjęć flakonów) jest Michał Dagajew. Strona autora: www.dagajew.eu





    Viewing all 731 articles
    Browse latest View live