Kochani,
Niestety, dziś kolejna notka o Budzyku. Będę pisać bardzo oględnie i w sposób jak najbardziej wyważony.
Otóż: otrzymałam pismo, wystosowane przez jego adwokata, zawierające żądanie przeprosin. Tekstu przeprosin nie będę Wam cytować, ponieważ Marcin niezwłocznie ogłosi, że go przeprosiłam.:)
Pełnomocnik Twistera zarzuca mi, że opublikowałam „nierzetelne i nieprawdziwe informacje z wykorzystaniem wizerunku (…) godzące w jego dobre imię”. Z tekstu wynika, że „przedstawione przez mnie w dniu 12 lutego 2013 r. informacje okazały się nieprawdziwe” (jak rozumiem, chodzi o wszystkie zawarte w notce informacje), w tym „nieprawdą jest że Marcin Budzyk objął mój blog patronatem!” Tak, na końcu tego stwierdzenia JEST wykrzyknik.
Owe „nierzetelne i nieprawdziwe informacje” opublikowałam z „użyciem słów kluczowych wiążących mojego klienta z wyżej wskazanymi informacjami dla celów pozycjonowania Pani Bloga w wyszukiwarkach internetowych”. Tego fragmentu niestety nie zrozumiałam. Czy pełnomocnik Budzyka twierdzi, że wykorzystuję słowo kluczowe „Budzyk” aby poprawić swoją „wyszukiwalność”, czy zarzut dotyczy tego, że „wizerunek Budzyka” pojawia się w wyszukiwarkach w kontekście nieprawdziwych informacji?
Budzyk za pośrednictwem swojego pełnomocnika zarzuca mi, że naruszam jego dobra osobiste „powodując straty finansowe i wizerunkowe”, nadto, że moje działanie „może stanowić czyn nieuczciwej konkurencji w relacjach między blogerami”. Tak. Dobrze przeczytaliście. :)
Jeżeli w terminie 3 dni od daty otrzymania wezwania nie spełnię żądań Marcina, mam się spodziewać „dalszych kroków prawnych”, w tym „skierowania sprawy do Sądu”.
Co więcej, wykazałam się wielką ostrożnością i taktem nie publikując uzyskanych poufnie informacji dotyczących tego człowieka, ograniczając się wyłącznie do jego publikacji na blogu. W przypadku gdy dojdzie do sprawy w sądzie, świadkowie będą zmuszeni je ujawnić i wtedy dopiero zrobi się nieprzyjemnie.
Zdecydowałam się po raz kolejny napisać o tej wyjątkowo przykrej sprawie z kilku powodów.
Po pierwsze, potrzebna mi Wasza pomoc. Jak wiecie, wpis na blogu Marcina, który skomentowałam u siebie, a o którym pisali także inni perfumeryjni blogerzy: Pirath, Nisha, Wiedźma z Podgórza oraz Elve, zmienił swoją treść, przynajmniej dwa razy. Zniknęło słowo „patronat”, zniknął także link do mojego bloga z blogrolla. Zarzut Budzyka jest jednoznaczny - twierdzi, że napisałam nieprawdę i nic takiego nie miało miejsca. Jeżeli dysponujecie zrzutami ekranu, zapisaną stroną Marcina w wersji z „patronatem”, bardzo Was proszę o przesłanie mi ich jako dowodów. Jeżeli przeczytaliście jego wpis, gdy udzielał on blogerom swojego „patronatu”, proszę, potwierdźcie to.
Po drugie, kolejna odsłona Twistergate przestała być już farsą. Nie tylko ja zareagowałam na wpis Marcina, jeżeli zatem pisaliście ostatnio lub nawet kiedykolwiek o Twisterze, nie jesteście bezpieczni. Może i w Waszej skrzynce pocztowej pojawi się list od adwokata. Zdecydowałam się na upublicznienie sprawy, ponieważ potrzebuję pomocy (patrz wyżej), ujawniam list pełnomocnika Marcina gdyż grozi mi on sądem – a rozprawy są jawne. Jeżeli Twister wytoczy mi proces, nie omieszkam Was zaprosić na rozprawę.
Dodam tylko, że w przeszłości byłam już zmuszona korespondować z nim poprzez prawników, co skończyło się pewnym uspokojeniem sytuacji oraz jego obietnicą, że przeniesie na mnie domenę sabbathofsenses.pl. Nic takiego nie nastąpiło – domena wciąż należy do Marcina Budzyka.
Po trzecie, refleksja. Pismo pełnomocnika ujawnia trochę sposób myślenia Marcina o jego działalności blogerskiej. Dla mnie, dla Was, perfumy to wspólna pasja. Oczywiście, cieszy mnie, jak każdego blogera, że moja aktywność spotyka się z uznaniem, ale do głowy mi nie przyszło, że KONKURUJĘ z koleżankami i kolegami piszącymi o perfumach. Nie przyszło mi nigdy do głowy, aby w sztuczny sposób zapewniać sobie pozycjonowanie tego bloga, zwłaszcza wykorzystując renomę czyjegoś bloga lub pseudonim jego twórcy. Tymczasem Twister najwidoczniej traktuje swoją aktywność blogową jako rywalizację z innymi, na której może zarobić lub stracić. Jak widać, następnym etapem tej „konkurencji” będą pozwy sądowe. Ciekawe, jak wpłynie to na pozycjonowanie Nie Muzycznej Pięciolinii?
Reasumując: czekam na pozew. Znajomi prawnicy uspokajają mnie, że w końcu nie napisałam niczego, co nie byłoby prawdą. Z Waszą pomocą uda mi się potwierdzić fakty przed sądem. Odpowiednie precedensy sądowe istnieją. Cytując ku Waszej ale i Twistera uwadze, fragment uzasadnienia wyroku sądowego: „Aktywny uczestnik forów internetowych, będąc osobą znaną i rozpoznawalną w tej społeczności, jest w tym znaczeniu i dla tego środowiska osobą publiczną. Jako osoba publiczna, uczestnicząc w dyskusji i wygłaszając swoje poglądy wyraża zgodę na ich ocenę i musi się liczyć z tym, że zostaną one poddane krytyce, niekiedy radykalnej innych użytkowników oraz wykazać większy stopień tolerancji i odporności nawet wobec niepochlebnych opinii, a nawet brutalnych ataków. Granice dopuszczalnej krytyki są bowiem szersze, aniżeli w przypadku osób nieuczestniczących w takiej dyskusji.”
O rozwoju sprawy będę Was informować. Chciałabym także prosić Was o umiar i powstrzymanie się od słów nieparlamentarnych w komentarzach.